piątek, 7 lutego 2020

III Wojna Światowa biologiczna?

Gigantyczne zmagania Zachodu i Wschodu o wymiar i formę nowego porządku światowego (NWO) toczą się już od lat na wielowymiarowej płaszczyźnie, określanej współczesnym terminem „wojen hybrydowych”. W ramach ich arsenału można wyliczyć: wojny informatyczne, propagandowe, gospodarcze, finansowe, migracyjne itp.

 Ostatnio RF podjęła też wyzwanie „wojen historycznych”, które do tej pory wdrażane były jednostronnie przez pieski łańcuchowe USA: III RP, Ukrainę i państewka bałtyckie.  Trzeba tu obiektywnie przyznać, że RF swą umiejętnością i bezczelnością kłamstw, przeinaczeń i manipulacji, przyćmiła najlepszych zachodnich strategów ds. łgarstw i krętactw.  

Dopiero co Rosja, niewątpliwie słusznie, oskarżyła USA o celowe zwiększenie ryzyka wojny nuklearnej, poprzez zainstalowanie na okrętach podwodnych głowic rakietowych z tzw. „low-yield nukes”, czyli ładunkami atomowymi o niewielkiej sile rażenia do 20 kiloton, obniżając tym samym psychologiczną barierę strachu przed ich użyciem. Zamiast komentarza, warto tu tylko zwrócić uwagę, że 1945 roku na Hiroszimę zrzucono właśnie bombę o wspomnianej mocy (https://news.antiwar.com/2020/02/05/russia-alarmed-by-us-deployment-of-low-yield-nukes/).

Oczywiście akademickim pozostanie pytanie, jaką datę należy uznać za moment rozpoczęcia III Wojny Światowej?  W końcu nie ma do dziś pełnej zgodności, kiedy rozpoczęła się II Wojna Światowa: dla Polski 1 września 1939 roku, dla Francji i Anglii 4 września, a dla USA dopiero 7 grudnia 1941roku.

Taką datę III Wojny Światowej może zapewne stanowić moment rozpoczęcia się w Chinach epidemii koronawirusa. Zarówno Zachód, jak i Wschód przyznają zgodnie, że wirus ten jest wyprodukowany sztucznie. W zależności od tego czyimi zwolennikami jawią się komentatorzy; wirus wyrwał się spod kontroli chińskiego tajnego laboratorium broni bakteriologicznej, lub został zsyntezowany w Kanadzie i opatentowany w USA w 2018 roku ((http://endoftheamericandream.com/archives/just-a-coincidence-a-u-s-patent-for-an-attenuated-coronavirus-was-filed-in-2015-and-granted-in-2018) po czym użyty w Chinach. 

Biorąc pod uwagę fakt, że opracowywanie broni biologicznej jest zabronione prawem międzynarodowym, wszystkie laboratoria działają pod przykrywką medycznych ośrodków badawczych i żadna ze stron nie przyzna się do ich istnienia.

Rosja od wielu lat podnosi larum odnośnie łańcuszka amerykańskich ośrodków badawczych rozlokowanych przy jej granicach na Ukrainie, Gruzji, a nawet w „sojuszniczym” dlań Kazachstanie. Placówki te zlokalizowano tam w ramach „amerykańskiej pomocy medycznej” dla gospodarzy, ale posiadają zamknięte odziały, w których pracują jedynie amerykańscy specjaliści. Rosyjska telewizja twierdziła nawet, że z ośrodka pod Tbilisi dokonano już raz biologicznego ataku na sąsiadujący region RF.

Wracając do zagadnienia obecnej epidemii koronawirusa, przychylam się osobiście do tezy, że dokonały tego Stany, jako otwarcia III Wojny Światowej. Według potwierdzonych informacji wirus ten jest niebezpieczny głównie dla osobników rasy żółtej (https://www.eutimes.net/2020/02/asians-far-more-susceptible-to-coronavirus-than-other-races-more-likely-to-die-just-like-sars/), a nie dla białych. Trudno sobie wyobrazić by Chińczycy opracowywali broń biologiczną, która selektywnie atakuje ich własną rasę, a nie ich wrogów, czyli Zachodu i (w dalszej perspektywie) Rosji.

Jakby nie było, epidemia rozszerza się dynamicznie. W Chinach, pod kwarantanną znalazły się kolejne cztery miasta z ludnością 21 milionów łącznie (https://www.eutimes.net/2020/02/china-quarantines-4-more-cities-with-21-million-people-in-battle-with-coronavirus/. Według rosyjskiej telewizji publicznej RTR Planeta, władze w ekspresowym tempie budują od fundamentu nowe szpitale dedykowane wyłącznie ofiarom epidemii.

A jak wygląda oblicze epidemii w jej epicentrum? Link do zbioru amatorskich filmów jest następujący: https://www.eutimes.net/2020/02/china-apocalypse-people-dropping-dead-everywhere-cremated-in-secret-its-a-total-disaster/.

Trudno wyrokować, czy ten materiał filmowy jest dziełem „aktywistów chińskich” z ramienia CIA, czy też autentycznym obrazem rzeczywistości. Bez znajomości języka chińskiego, czy nawet angielskiego, daje jednak posmak apokalipsy, która w następnym rozdziale może się też okazać naszą dolą. Życzę miłego oglądania!

    
Autor: dr nowopolski27.01.2020

wtorek, 28 stycznia 2020


Skutki "jerozolimskiego holokaustu"

Notka jest sugestią przewidywanych zmian związanych ze zorganizowaniem w Yad Vashem kolejnej rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu w Auschwitz.

Warto sobie uzmysłowić, że z racji żydowskich wpływów na świecie nastąpiło ukierunkowanie narracji dotyczącej II WŚ zgodnie z potrzebami i dążeniami tego środowiska. W efekcie dominujące jest wpojenie w świadomość, że cała II WŚ została wywołana celem eliminacji Żydów i w kategoriach stosunku do tego problemu oceniane są postawy i ludzi, i całych narodów - także państw uczestniczących w konflikcie.
Celem zaś obecnej polityki powinno być zrekompensowanie Żydom wszelkich strat poniesionych w czasie holokaustu (bo II WŚ  zaczęto utożsamiać z holokaustem, a gdzie zdarzenia pola walki stały się tylko epizodami o coraz to pomniejszanym znaczeniu).

Przedstawiony punkt widzenia został "udokumentowany" nie faktycznymi badaniami historycznymi, a opisami (często rzekomych) świadków, gdzie zasadą wiarygodności było przekonanie tych osób. Czyli typowa żydowska haggada.
Mamy więc sytuację, że większość opisów zdarzeń wojennych jest dość dobrze opisana i udokumentowana, ale dominująca narracja dotycząca Żydów jest tylko opisem żydowskiej wrażliwości związanej z tamtym czasem. Zaznaczę, że potworności wojny były na tyle duże, że nawet taka emfaza nie może budzić reakcji nadmiernie negatywnych. 

Pewnym zgrzytem, nie pasującym do narzucanego punktu widzenia, jest "sprawa polska". Raz, że na terenach polskich Niemcy dokonali największej "czystki" ludności żydowskiej, co wynikało z faktu zamieszkiwania tu znacznej części żydowskiej populacji. Dwa, że Polacy byli przynajmniej  w równym stopniu, co Żydzi, eliminowani. Trzy, że Polacy z irracjonalnych powodów pomagali Żydom przetrwać, gdy relacje odwrotne praktycznie nigdy nie zachodziły.
Ta sytuacja nie pasuje do narzucanego obarczania Polaków winą za współudział w holokauście, a to z kolei przeszkadza w wymuszeniu rzekomo należnych rekompensat ze strony państwa polskiego.
O ile takie przedstawianie historii nie spowodowało oporu społeczeństw Zachodu -  z racji braku bezpośredniego zagrożenia interesów i bierności tych społeczeństw, to w Polsce wraz z poszerzaniem sfery wolności wzrastała też potrzeba wyjaśniania zaszłości w postaci faktycznego odwołania się do zaistniałych wydarzeń,  a po odrzuceniu nieudokumentowanych przekonań.
Także strona żydowska dąży do ujednolicenia narracji, ale nie drogą poszukiwania prawdy historycznej, a poprzez wymuszenie i narzucenie "jedynie słusznych" interpretacji pod rygorem odpowiedzialności karnej (indywidualnie), a stosownego potraktowania całego (rzekomo napiętnowanego antysemityzmem) Narodu.

Nieunikniony konflikt, który musi wynikać ze wskazanych powodów nie jest zwykłą "potyczką", a ma charakter cywilizacyjny - rzutujący na wszystkie dziedziny życia. Bo jeśli sądy mają mieć podstawę do wyrokowania to muszą być "niezależne" od wpływów niezgodnych z nakazaną interpretacją faktów - prawda nie może być brana pod uwagę. ( Zatem całe sądownictwo musi być umocowane w doktrynie Cywilizacji Żydowskiej, a nie Cywilizacji Polskiej - stad taki "stan wojny" w polskim sądownictwie).

Haggada holokaustu ma jeszcze jeden słaby punkt - zachowane, ale nieujawniane dokumenty archiwalne przejęte przez Związek Radziecki, a dotychczas nieujawniane.
Obecnie, po czasie "trzech pokoleń"  uznano, że można pominąć te kwestie, zwłaszcza wobec konfliktu między Polską, a Rosją, co miało umożliwić ujawnienie tylko części dokumentów archiwalnych i to takich, które obciążają (rzekomo) Polskę.
Takie jest (mogło być) podłoże zorganizowania uroczystości w Yad Vashem, gdzie przewidziano dla Polski rolę "podsądnego", którego  należy stosownie napiętnować.

Tymczasem okazało się, że takie postawienie sprawy było zbyt radykalne i spowodowało efekt przeciwny. Społeczeństwa Zachodu zainteresowały się faktycznym przebiegiem II WŚ. Przypomniano wiele niewygodnych, a pomijanych faktów. Polska odmówiła  uczestnictwa w tym procesie, a nawet wskazała swą faktyczną rolę. Fałsz obowiązującej narracji stał się wyraźny.

Jakie będą efekty?
Na pewno osłabienie  wpływu obowiązującej narracji o holokauście jako celu II WŚ.
Drugie, że wystąpiła różnica zdań między Polską, a Izraelem, co musi spowodować zmianę relacji międzypaństwowych.
Nastąpiło też podważenie roli fundamentu obecnego systemu jakim było umocowanie sądownictwa.

Nałożenie się tych zależności może prowadzić do przemiany systemowej w całym świecie Zachodu, gdyż podważone zostały fundamenty. W zasadzie przemiana  musi już zajść, a jedyną kwestią jest jej czas i szybkość przebiegu. 
Można sądzić, że efekty są przeciwne zamierzeniom "sprawujących pieczę nad porządkiem światowym". 

Krzysztof J. Wojtas

wtorek, 7 stycznia 2020


Dzieci pierdoły. Hodujemy zombie, które nie wiedzą kim są i dokąd zmierzają
Żyją w tyranii optymizmu, przekonane, że mogą wszystko, że mają równe szanse, że wystarczy chcieć, by mieć. A nie potrafią poradzić sobie nawet z komarem, a co dopiero z krytyką czy wzięciem odpowiedzialności za innych.
"Witam, czy wasze dzieci były na obozie harcerskim? Wszystko OK, tylko przerażają mnie te namioty w środku lasu. A co w sytuacji, jak jest burza?” – pyta Beata na internetowym forum pod hasłem „Obóz harcerski”. „Namioty namiotami. Moje dziecko zraziło się w zeszłym roku brakiem higieny. Syf, brud, kąpiele sporadyczne, wróciła totalnie brudna” – odpowiada jej Zofia. Tę bezradność rodziców i dzieci potęgują obecne przepisy. Rok temu sanepid chciał zamknąć obóz harcerski koło Ustki, bo nie było tam elektryczności. Dwa lata temu w Bieszczadach kazano organizatorom obozu survivalowego pociągnąć rurami wodę z ujęcia oddalonego o trzy kilometry. W sumie trudno się więc dziwić, że w styczniu tego roku wychowawca zimowiska koło Karpacza zorganizował zamiast ogniska „świecznisko” w świetlicy, bo na zewnątrz było minus 10 stopni i dzieciaki poskarżyły się rodzicom, że nie chcą marznąć, a ci zagrozili opiekunowi interwencją w kuratorium, jeśli nie odwoła „niebezpiecznej zabawy”.
– Jak zaczynałem przygodę z harcerstwem, wiele lat temu, obozy przygotowywaliśmy od zera. W las pierwsi jechali najbardziej sprawni i silni harcerze, cięli siekierkami drzewa, kopali latryny, myli się w górskim lodowatym strumieniu. Cały obóz budowaliśmy własnymi rękoma. Nikt się nie zastanawiał, czy jajka na jajecznicę zostały wyparzone w „wydzielonym, oznakowanym stanowisku wyparzania jaj”. Dzisiaj nie wolno dać młodemu siekiery, bo jest narzędziem niebezpiecznym, witki nie można uciąć, bo drewno się kupuje w nadleśnictwie. Zamiast dziury w ziemi są wypożyczane toi toie, a każdy garnek czy półka w magazynie muszą być sprawdzone przez armie kontrolerów z sanepidu, gmin i przeróżnych straży. Obozy stawiają profesjonalne firmy, a dzieciaki przyjeżdżają na gotowe, zamiast plecaków mają walizki na kółkach, repelenty i kremy do opalania – opowiada były już harcmistrz z podwarszawskiej miejscowości. Woli pozostać anonimowy, bo dorabia, choć tylko okazjonalnie i nieharcersko, na letnich obozach dla młodzieży.
– Przyjeżdżają takie potworki przekonane o swojej wyjątkowości, mądrości i zaradności, a wrzeszczą w panice, jak zobaczą osę czy komara. Na byle uwagę wychowawcy od razu dzwonią do mam i tatusiów ze skargą, a ci z pretensjami do nas. Cholera mnie bierze, ale cóż poradzić, klient nasz pan. No to robię im ognisko w pokoju na ekranach ich tabletów, bo dym z płonących szczap gryzłby ich w oczy – tłumaczy.
Z łezką w oku czyta dziś w necie wspomnienia ludzi z jego pokolenia, jak w latach 80. wcinali jagody bez strachu, że chory lis je obsikał. Teraz jest psychoza, więc na wszelki wypadek dzieci do lasu nie wysyła się w ogóle, dlatego przerażają je pająki, komary czy osy, a z grzybów znają tylko pieczarki. Z rozrzewnieniem przypomina sobie, jak ganiał w krótkim rękawku w deszcz, przeziębił się i babcia dała mu miód ze spirytusem, cytryną i czosnkiem, i nikt nie oskarżył babci o rozpijanie młodzieży, a on wstał następnego dnia zdrów jak ryba. Dziś na lekki ból gardła dzieciaki dostają antybiotyki, a po złamaniu palca zwolnienie na cały rok z WF. Nikt mu nie pomagał odrabiać lekcji, bo musiał się uczyć sam, a za błędy ortograficzne ojciec go po kilku ostrzeżeniach w końcu sprał, bo tłumaczenie nieuctwa dysgrafią nie było wtedy tak postępowe jak dziś. Gdy z kumplami poszli nad jezioro, nie było ratowników, społecznych kampanii ostrzegających przez skakaniem na główkę i jakoś ani on, ani żaden z jego znajomych karku nie skręcił. A skakali do wody z wysokiego brzegu aż miło. Gdy rozbił nos na rowerze, ciężkim, stalowym składaku bez przerzutek i profilowanych opon, w szkole sińce pod oczyma nie zaalarmowały wychowawców i do rodziców nie przyjechała z interwencją opieka społeczna w obstawie policji. Teraz miałby rozmowę z psychologiem, która uświadomiłaby mu, że jest wrażliwym człowiekiem, z pełnymi prawami i nie wolno nikomu przekraczać jego prywatnej strefy, więc jeśli rodzice go biją, powinien to zgłosić.
– Gdy dostałem manto od silniejszego zabijaki z podwórka i wróciłem zapłakany do domu, ojciec powiedział, żebym się nie mazgaił, bo mężczyzna musi stawiać czoła przemocy. Siłą. Czasami przegram, czasami wygram, ale takie jest życie. A następnego dnia pojechaliśmy do klubu sportowego, gdzie zapisał mnie na boks – opowiada.
„Kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak nas należy »dobrze« wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu” – takie wspomnienia w internecie młodzi czytają dziś jak bajkę o żelaznym wilku.
Ale dwie lewe ręce mają nie tylko najmłodsi. W domach gniją całe pokolenia niedorajdów, włącznie z trzydziestolatkami, przekonanymi, że guzika w koszuli nie da się przyszyć bez certyfikatu krojczego. I nie jest to pusta konstatacja autora tego tekstu w myśl przekonania każdego dorosłego, że „za moich czasów młodzież była bardziej zaradna”, tylko wyniki naukowych analiz. Gdziekolwiek spojrzeć, jest gorzej, niż było.
Tylko do pierwszego potu
Naukowcy Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie od wielu lat badają kondycję fizyczną polskiej młodzieży. Ich wnioski są zatrważające: 30 lat temu dzieciaki były znacznie bardziej sprawne niż ich rówieśnicy obecnie. Uczniowie szkół podstawowych z miejsca skakali w dal 129 cm, dzisiaj skoczą najwyżej metr. 600 m przebiegali dawniej średnio w 3 minuty i 5 sekund, teraz wloką się 40 sekund wolniej. Ale prawdziwy dramat widać w sile – kiedy nie było jeszcze internetu, uczeń potrafił w zwisie wytrzymać 17 sekund, teraz zaledwie 7. O załamaniu sportowych wyników mówią też trenerzy – mimo specjalistycznych planów wysiłkowych, nowoczesnego sprzętu i odzieży, ogólnodostępnych siłowni czy placów do ćwiczeń osiągnięcia sportowe są – delikatnie mówiąc – mizerne. I to mimo że sport uprawia dziś dwa razy więcej osób niż 20–30 lat temu. Tyle że to ćwiczenia tylko do pierwszego potu. Psycholodzy mówią o syndromie nadmiaru możliwości i wynikającego z tego braku wytrwałości. Młodzi rezygnują z doskonalenia się w danej dziedzinie, jeśli tylko napotkają pierwszą trudność. Od razu próbują nowych rzeczy. W konsekwencji mamy mnóstwo nowych dyscyplin, hobby czy możliwości spędzania wolnego czasu. Wszystko to jednak robią po łebkach, żeby tylko zaliczyć, żeby się pokazać na słitfoci w portalu społecznościowym. To powierzchowne próbowanie wszystkiego oznacza, że tak naprawdę nie potrafią niczego.
– Dziś żyjemy w świecie panoptykonu, o którym mówił Michel Foucault, więzienia, w którym wszyscy wszystkich obserwują. Dążymy więc do tego, by się pokazać z jak najlepszej strony. Cokolwiek zaczynamy robić, robimy już nie tyle dla siebie, co dla poklasku, dla pokazania innym. Nie biegamy już dla zdrowia, dla kondycji, tylko żeby pokonywać kolejne dystanse, bić kolejne rekordy, które od razu wrzucamy do internetu. Podobnie jak jazda na rowerze czy ćwiczenia w siłowni. Jednak ten imperatyw ciągłego zdobywania sukcesu powoduje, że zawsze jesteśmy przegrani. Bo jeśli tylko na tym budujemy system własnej wartości, wystarczy drobne potknięcie, żeby ta cała psychologiczna konstrukcja się zawaliła. I wtedy stajemy się bezradni – tłumaczy psycholog Małgorzata Osowiecka z SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego w Sopocie.
Podczas zeszłorocznych wykładów w The Royal Institution w Londynie prof. Danielle George z Uniwersytetu w Manchesterze przedstawiła badania, z których wynika, że młodzi, ale już dorośli ludzie stali się uzależnieni od gotowych rozwiązań technologicznych oferowanych przez rynek. W przypadku domowej awarii nawet nie próbują sami naprawić zepsutego kontaktu czy przerwanego kabla odkurzacza. Ba, większość z nich uważa, że urządzenia „po prostu działają”, i nie ma pojęcia, co robić, jak się coś z nimi stanie. Najczęstszymi rozwiązaniami są wezwanie na pomoc specjalistycznej firmy albo wymiana niedziałającego urządzenia na nowe. Kto bogatemu zabroni, ale problem polega na tym, że pytani przez badaczy, czy pomyśleli o naprawie, przylutowaniu zerwanego kabelka, nie zdawali sobie nawet sprawy, że tak można. Pochłonął ich świat jednorazówek.
Albo supermen, albo nikt
Dla tego jednak, kto sądzi, że taka życiowa postawa pierdoły to domena osób niezbyt lotnych, kubłem zimnej wody niech będą słowa prof. Jonathana Droriego, który podczas konferencji naukowej TED (Technology, Entertainment and Design) w Kalifornii, organizowanej przez amerykańską organizację non profit Sapling Foundation, opowiedział o eksperymencie przeprowadzonym kilka lat temu w Instytucie Technologicznym w Massachusetts (MIT), uważanym za jedną z najbardziej prestiżowych uczelni na świecie. Naukowcy odwiedzili świeżo upieczonych inżynierów z MIT i zapytali, czy można zapalić żarówkę za pomocą baterii i drutu. – Zapytaliśmy: umiecie to zrobić? Powiedzieli, że to niemożliwe. I nie wyśmiewam tu Amerykanów. Tak samo jest w Imperial College w Londynie – opowiadał rozbawionym słuchaczom prof. Drori.
Lecz to śmiech przez łzy, bo to przecież ci młodzi ludzie niebawem przejmą, a nawet już przejmują stery rządów, gospodarek, bo to oni zaczynają decydować o kierunkach rozwoju świata. Tymczasem dochowaliśmy się, i nadal tak wychowujemy, rzeszy wydmuszek nasączonych wiedzą, z której nie potrafią skorzystać, o skorupkach tak słabych, że pękają od pierwszego niepowodzenia, ba – od niepochlebnej opinii czy krytyki. Inżynierowie z MIT z pewnością doskonale poradzą sobie z odczytaniem schematów silników rakietowych, ale mają problemy z wyzwaniami codziennego życia.
Już ponad 10 lat temu historyk literatury, eseista, profesor Uniwersytetu Gdańskiego Stefan Chwin alarmował, że błędem współczesnego modelu wychowawczego jest tyrania optymizmu, tyrania udawania, że wszystko będzie OK – tylko się starajcie i uczcie pilnie. Że wystarczy wiara, iż wszyscy mogą wszystko, że wystarczy chcieć, by móc. Jednak takie głosy rozsądku przegrały z przekonaniem, iż wszyscy są równi i mają takie same szanse, a szczęśliwy człowiek to człowiek sukcesu. – Zastąpiliśmy zasady i wartości hiperliberalizmem, który zaprowadził nas na manowce – wskazuje prof. Joanna Moczydłowska z Politechniki Białostockiej.
Przede wszystkim równość to fikcja. Są ludzie bardziej i mniej zdolni, inteligentni i gamonie. – Ludzie są po prostu różni. Jedni mają temperament flegmatyczny, inni choleryczny. To są cechy wrodzone, niezależne od oddziaływania rodziny, szkoły czy pracodawcy. To właśnie geny decydują, dlaczego tak rozbieżne potrafią być ścieżki kariery rodzeństwa, które wychowywane było w jednym domu, w tych samych warunkach, które miało taki sam start i potencjalne możliwości środowiskowe – tłumaczy prof. Moczydłowska.
Zdolnej, inteligentnej młodzieży nie przybędzie dlatego, że udało się wmówić młodym ludziom, że mogą sięgnąć po nieosiągalne. 20 lat temu do szkół z maturą szło najwyżej 30 proc. uczniów po podstawówce. Dziś wskaźnik ten sięgnął prawie 90 proc. Na rynku pojawiła się więc armia z dyplomami, niestety zbyt często bez zdolności, umiejętności i pasji. – Wielu ludziom robimy tym krzywdę. Tej nadprodukcji magistrów rynek nie przyjmuje, rodzi się za to frustracja z niespełnienia oczekiwań, którymi ładuje się ich od najmłodszych lat. Jeśli kibol, który się spełnia, ćwicząc z ciężarkami, pozostanie w dorosłym życiu na swoim poziomie i w swoim otoczeniu, będzie żył w zgodzie z samym sobą, to z punktu widzenia psychologii jest dla wszystkich korzystne. Jeśli ulegnie ułudzie i pójdzie na studia, którym intelektualnie nie jest w stanie sprostać, będzie to groźne dla jego psychiki i otoczenia, na którym może wyładować swoją późniejszą frustrację – zauważa ekspertka.
Społeczeństwo zachłysnęło się – jak to nazywają specjaliści – amerykanizacją oczekiwań, że każdy może wszystko, i napakowaniem energią do nieustannego odkrywania w sobie supermena. Sęk w tym, że imperatyw wzlatywania ponad poziomy nie ma poduszki bezpieczeństwa. W dzisiejszym świecie jest tylko jeden cel: osiągnięcie sukcesu, ale nie ma porażki. Jest tylko pochwała, ale nie ma krytyki. Jest tylko rozwiązywanie problemów, ale nie ma problemów.
Dzieciom zakłada się kaski, gdy jadą rowerem czy na nartach. Dodatkowo nakolanniki, nałokietniki i ochraniacze na dłonie – gdy zakładają rolki. Przy jeździe konnej modne stały się żółwiki, czyli ochraniacze na kręgosłup. Wszystko dla ich bezpieczeństwa. Zapomina się jednak przy tym o najważniejszym – o zrozumieniu przez dziecko konsekwencji swojego zachowania. Jeśli postąpi nierozważnie, powinno zaboleć, bo ból ostrzega i uczy. Jeśli postąpi głupio, powinno zaboleć mocno i boleć długo, bo ból to najlepszy nauczyciel. Ale nie zaboli w ogóle, bo są środki ochronne. A jeśli Jaś się nie nauczy, że prędkość na rowerze plus nieuwaga są groźne i mogą wywołać ból, Jan nie zrozumie, że szybkość auta plus nieuwaga oznacza już śmierć.
– Mnożenie zakazów i nakazów sprawia, że młodzi ludzie nie potrafią sami sobie wyznaczać granic. Nie rozumieją konsekwencji swoich czynów, nie mają kontroli nad swoim zachowaniem i postępują bezrefleksyjnie. Dlatego nawet najbardziej agresywne reklamy społeczne przedstawiające skutki zażywania dopalaczy nie będą skuteczne, bo zadziała tu mechanizm obronny – nie damy sobie rady z taką hardkorową informacją, więc musimy ją odrzucić. I młodzi niemający własnych fatalnych doświadczeń taki przekaz odrzucają – zaznacza psycholog Małgorzata Osowiecka.
– I do tego ta nieustająca nadopiekuńczość. Ostatnie badania wskazują, że już 43 proc. Polaków mieszka razem z rodzicami, a w wielu przypadkach powodem nie są wcale problemy finansowe. Tak czują się bezpieczniej, wolą pozostać pod rodzicielskim parasolem. Gdy byli mali, rodzice mówili: nie biegaj, bo się wywrócisz i stłuczesz kolano, do szkoły nosili za nich ciężkie tornistry, a teraz mówią: nie pracuj, masz jeszcze czas, my ci pomożemy. Takie ograniczanie samodzielności u dorosłego człowieka to dramat, bo on nie potrafi wziąć odpowiedzialności za siebie i innych. Rezygnuje z podejmowania wyzwań w imię trwania w sferze komfortu – przestrzega prof. Joanna Moczydłowska.
Być to być widzianym
Szklany klosz, pod którym chowamy nasze dzieci, nie wystawiając ich na trudy życia i ryzyko porażki, powoduje, że zatracają umiejętności krytycznego postrzegania rzeczywistości. W USA według sondażu przeprowadzonego przez Columbia University aż 85 proc. rodziców wierzy, że trzeba wmawiać dzieciom, iż są inteligentne, i chwalić je na każdym kroku. Tymczasem – jak przekonuje psycholog Carol Dweck – to błąd wychowawczy. Przez 10 lat badała osiągnięcia uczniów kilkunastu szkół w Nowym Jorku. Z jej eksperymentów i analiz wynika, że dzieci, które po udanym rozwiązaniu testu były chwalone za mądrość i zdolności, szybciej osiadały na laurach i unikały kolejnych wyzwań, niż te, u których doceniano wysiłek i ciężką pracę w osiągnięcia sukcesu. Te „mądre z natury” bały się porażki przy trudniejszych zadaniach, bo podważałaby one ich wysoką samoocenę. Nie chciały się przekonać, że jednak nie są tak inteligentne, jak uważa otoczenie. A jak już podejmowały ryzyko i skończyło się to niepowodzeniem, rezygnowały z dalszych prób, by nie pogłębiać poczucia przegranej. Te zaś, których sukces był skomentowany jako efekt ciężkiej pracy, dużo chętniej sięgały po bardziej skomplikowane zadania, a niepowodzenie tylko motywowało je do dalszej pracy.
Amerykański psycholog społeczny, prof. Roy F. Baumeister z Uniwersytetu Stanowego Florydy, mówi wprost, że bezstresowe wychowanie prowadzi do spadku motywacji. Porównując zachowanie uczniów USA z rówieśnikami z Japonii i Chin, gdzie rodzice i nauczyciele stosują kary cielesne za złą naukę, doszedł do wniosku, że to właśnie stres i strach zwiększają szansę na osiągnięcie celów. Zaś sztuczne wzmacnianie u dzieci poczucia własnej wartości i puste pochwały powodują, że gdy dorastają, nie radzą sobie nawet z niewielkimi porażkami. Utożsamiają je z własnymi słabościami – przecież wszyscy są ponoć równi i każdego stać na wszystko – czują się oszukani i odreagowują niepowodzenia agresją.
Przez ostatnie lata – kontynuuje prof. Baumeister – tysiące naukowych prac rozwodziły się w samych superlatywach nad pozytywnymi skutkami wychowywania bez stresu, budowania w młodych poczucia własnej wartości i wysokiej samooceny, traktowanych jako lekarstwo na całe zło dojrzewania. Ograniczono, wręcz zlikwidowano krytykę, stawiając na piedestale pochwałę. Agresję dorastającej młodzieży odczytywano zaś jako próbę gwałtownego uzupełniania niskiej samooceny. Tymczasem dzisiaj okazuje się, że jest odwrotnie. Przez te lata wyhodowaliśmy „praise junkie”, uzależnionych od pochwał, którzy w zderzeniu z rzeczywistością nie umieją sobie z tym poradzić i reagują agresją z powodu zbyt wysokiego mniemania o sobie. – Ta konkluzja to największe rozczarowanie nauki w mojej karierze – przyznaje profesor Baumeister.
Przeżywamy kryzys wartości – zaznacza prof. Joanna Moczydłowska. – Kiedyś oddzielało się „być” od „mieć”, jakość życia od jego poziomu. 20 lat rozpasania konsumpcjonizmu sprawiło, że dzisiaj zrównaliśmy te pojęcia. Nie tylko „być” utożsamia się z „mieć”, ale „być” oznacza być widzianym. Stąd tak gwałtowny wzrost popularności wszelkich talent show, stąd powiedzenie, że jak cię nie ma na Facebooku, to nie istniejesz. Stąd miarą wartości człowieka stały się internetowe lajki, a wzorem sukcesu życiowego kariera celebryty – wylicza psycholog.
Młodzi napompowani fantazjami, że są mądrzy, zdolni, wyjątkowi, karmią swoje ego pochwałami – ze strony rodziny, nauczycieli i głównie świata wirtualnego – oraz zarozumialstwem, uznając to za siłę, a skromność za słabość. Potem lądują na kasie w supermarkecie i trudno im to zaakceptować. Ale nawet ci, którzy mają szczęście i trafiają do lepszych z pozoru prac, zderzają się z trudnymi do pokonania różnicami pokoleniowymi. – Różnice między pokoleniami zawsze istniały, ale teraz to jest przepaść. To są już wrogie plemiona. Gdy młody człowiek trafia do firmy, jej szef ma co najmniej 40 lat. A z reguły więcej. I pojawia się trudność nawet na poziomie podstawowej komunikacji. Oni używają innego języka, te same słowa mają dla nich inne znaczenie. A co dopiero mówić o różnicach w aspiracjach, mentalności, postawach życiowych, kulturze – wskazuje psycholog z Politechniki Białostockiej.
Tsunami bezradności
Niespełnione nadzieje i wzajemne nierozumienie w tak powszechnym rozmiarze czynią społeczeństwo słabym. Zamiast leczyć przyczyny, ludzie wybierają antydepresanty, zakładając kolejne kaski ochronne mające uchronić przed skutkami. Efekt? 40 proc. wrocławskich studentów przyznaje się do lęków i zaburzeń nastroju, co 20. cierpi na głęboką depresję, która wymaga leczenia – alarmują naukowcy z Katedry Psychiatrii Akademii Medycznej we Wrocławiu. Z raportu „Epidemiologia zaburzeń psychiatrycznych i dostępność psychiatrycznej opieki zdrowotnej” z 2012 r. wynika, że 2,5 mln Polaków ma zaburzenia lękowe, milion – depresje i manie, kolejny bierze narkotyki, a ponad 3 mln to alkoholicy. Nastąpił lawinowy wzrost przypadków lekomanii i uzależnień od psychotropów. Wśród ofiar największy odsetek to właśnie młodzi.
– Wzrost postaw roszczeniowych idzie w parze z wyuczoną bezradnością. Jedni biorą pastylki, inni ukrywają ją za drogim ciuchem, autem czy gadżetem. Lęk i bezsilność przykrywają tysiącami znajomych na portalach społecznościowych i kolekcjonowaniem lajków dla każdego swojego działania. Jeszcze inni korzystają z usług coachingu, gdzie płacą za odkrywanie ich własnego ja. To patologia – podsumowuje prof. Moczydłowska.
Obok kryzysu wartości psycholog wskazuje również na kryzys tożsamości. Poprawność polityczna obowiązująca w przestrzeni publicznej przeniknęła w sfery prywatne. Rozmyły się tradycyjne role społeczne obu płci, obowiązuje uniseksualność. – Jak dziś wygląda wychowanie mężczyzny? Bardzo często chłopca wychowuje samotna matka wspierana przez babcię lub nianię, a wychowawca w szkole to też najczęściej kobieta. Chłopak rozwija się w kobiecej sferze, gdzie dba się o paznokcie i ciało. On przejmuje te wzorce. Pomyliliśmy rozwój z absurdem, odeszliśmy od praw natury, gdzie każda płeć ma swoje uwarunkowane biologicznie i kulturowo miejsce. Doszło do tego, że w Szwecji na chłopcach wymusza się zabawę lalkami, by ich rozwój nie był zdefiniowany płcią. To sztuczne, a walka z naturą zawsze kończy się źle. Efekty już zresztą widać. Chłopcy zaczynają się gubić, nie rozumieją swoich predyspozycji, nie znają potencjału. To niestety promieniuje wyżej – na uczelniach pojawił się przedmiot: alternatywna rodzina. Skoro nie umiemy zdefiniować tak podstawowego bytu jak rodzina, nie dziwmy się, że młodzi nie wiedzą, kim są i dokąd zmierzają – zauważa prof. Joanna Moczydłowska.
Dodaje, że gdy swoich studentów poprosiła o podanie trzech cech, które są mocnymi i słabymi stronami ich osobowości, w większości nie potrafili tego zrobić. – A jak nie wiesz, dokąd idziesz, to nie wiesz, gdzie dojdziesz – konkluduje.
Autor:


poniedziałek, 30 grudnia 2019


Najnowszy felieton Stanisława Michalkiewicza.

Z jakiego klucza ćwierka ptaszek boży?

Artykuł    tygodnik „Najwyższy Czas!”    29 grudnia 2019
8 grudnia pan Szymon Hołownia ogłosił, że w przyszłym roku będzie kandydował na prezydenta naszego bantustanu. Pogłoski o tej kandydaturze pojawiły się już wcześniej, budząc niedowierzanie i zdumienie, ale na tym świecie pełnym złości wszystko jest możliwe. Jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści – powiada przysłowie, a skoro tak – to dlaczego z pana Szymona Hołowni nie można zrobić prezydenta? Konstytucyjnie nie ma żadnych przeszkód; ustawa zasadnicza, z którą Kukuniek podobno sypia, stanowi, że prezydentem może być każdy – no i to widać. Ale konstytucja, to jedna sprawa, a polityka, to sprawa druga. Jak wielokrotnie mówiłem, jeśli nie jesteśmy pewni, jakim tropem poruszać się w demokratycznej dżungli, to warto zwrócić się do klasyków demokracji. Może nie do wszystkich naraz, bo z tego zrobiłby się jeszcze większy zamęt, tylko do jednego, a mianowicie – do Józefa Stalina.
Co na to Józef Stalin?
Józef Stalin zasłynął ze spiżowych sentencji na temat demokracji, między innymi – że nie tyle ważne jest, kto głosuje, tylko – kto liczy głosy. Możemy się o tym przekonać przy każdych wyborach, co spostrzeżeniom Józefa Stalina nadaje nie tylko ciężar gatunkowy, ale również – nieprzemijającą aktualność. Ale nie tylko o liczeniu głosów mówił Józef Stalin. Jeszcze ważniejsze od liczenia głosów jest bowiem przygotowanie dla wyborców właściwej alternatywy. A skąd wiadomo, że alternatywa przygotowana dla wyborców jest właściwa? Stąd, że bez względu na to, kto wygra wybory, będą one wygrane. Toteż w krajach „demokracji ludowej” wybory zawsze były wygrane i to przy frekwencji, o której nasi aktualni Umiłowani Przywódcy nie mogą nawet sobie pomarzyć. Teraz mamy demokrację „prawdziwą”, podobnie jak „prawdziwą” wolność, o której Sławomir Mrożek pisał, że pojawia się ona tam, gdzie nie ma zwyczajnej wolności. Jaka zatem jest alternatywa?
Alternatywy cztery, a nawet więcej
Nie jest to nawiązanie do tytułu słynnego serialu Stanisława Barei, chociaż nie da się ukryć, że można się dopatrzeć wielu analogii. Chodzi jednak o to, jaka alternatywa została przygotowana na przyszłoroczne wybory prezydenckie w naszym bantustanie. Kiedy to piszę, jeszcze nie zostało to nam objawione, ale wiadomo już, że z ramienia obozu „dobrej zmiany”, czyli płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, będzie kandydował pan prezydent Andrzej Duda. Nawiasem mówiąc, warto by zatrzymać się nad pytaniem, od kogo płomienni dzierżawcy ten monopol na patriotyzm dzierżawią? Możliwości są dwie: albo wypuścił im go w dzierżawę jakiś anonimowy dobroczyńca ludzkości, a w każdym razie – naszego bantustanu, albo wzięli go sobie w dzierżawę sami, zgodnie z zaleceniami „Międzynarodówki”: „z własnego prawa bierz nadania”. Ta druga możliwość wydaje mi się mało wiarygodna z uwagi na Moce, jakie stały u kolebki naszej sławnej transformacji ustrojowej. W obliczu ich potęgi, jakiekolwiek samowolki w nadawaniu sobie monopolu na patriotyzm nie są możliwe, a w takim razie pozostaje możliwość pierwsza. No dobrze – ale w takim razie warto postawić drugie pytanie: komu i w jakiej wysokości płomienni dzierżawcy płacą czynsz dzierżawny? Pewne światło na tę sprawę rzuca amerykańska ustawa nr 447 JUST, o której wolałby nie pamiętać Wielce Czcigodny Antoni Macierewicz, jako że przypominanie o niej jest działalnością „antypolską”.
Ale dość już o tym, bo czekają nas jeszcze kolejne kandydatury. Po rezygnacji Donalda Tuska w obozie zdrady i zaprzaństwa zapanowała konsternacja i gwoli zatarcia tego niemiłego wrażenia wysunięto pospiesznie kandydaturę posągowej pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, do której w ostatniej chwili, w charakterze demokratycznej przyzwoitki, doskoczył pan Jaśkowiak, już nawet nie postępowy, ale awangardowy prezydent Poznania. Odbyła się nawet między nimi „debata”, w której posągowa pani zachwalała zalety kobiece na stanowisku prezydenta, ale – powiedzmy sobie szczerze – takie zalety bardziej nadają się do małżeństwa, zwłaszcza tradycyjnego, bo partnerskiego – już niekoniecznie – a w ostateczności – do flirtu przelotnego - niż do prezydentury. Pan Jaśkowiak, o ile go dobrze zrozumiałem, raczej stawiał na inne płcie, których podobno naliczono już 77, a nie jest to bynajmniej ostatnie słowo. Ta debata chyba jednak nie natchnęła zwolenników obozu zdrady i zaprzaństwa wiarą w ostateczne zwycięstwo, z czego niektórzy obserwatorzy wyciągają wniosek, że obóz zdrady i zaprzaństwa jest w naszym bantustanie formacją schyłkową i pewnie dlatego Nasza Złota Pani postanowiła oszczędzić Donaldu Tusku sromoty klęski. Jeśli chodzi o Lewicę, to tutaj przypomina się przysłowie, że „łatwiej trafić w totolotka niźli w toto u podlotka” i pewnie dla większej siurpryzy rozpuszczane są pogłoski, że faworytą tej formacji jest Wielce Czcigodna senatoressa Gabriela Morawska-Stanecka. Za to w Polskim Stronnictwie Ludowym żadnych wątpliwości nie ma i kandydatem pozostaje Wielce Czcigodny Władysław Kosiniak-Kamysz, zawsze zadowolony z siebie, niczym Kobyszczę (Kontemplator Bytu Szczęsny) z opowiadania Stanisława Lema. Kandydata nie wyłoniła jeszcze Konfederacja, w której trwają prawybory, no a 8 grudnia zgłosił się pan Szymon Hołownia.
Inni szatani są tu czynni
Ale wybory prezydenckie w naszym bantustanie interesują nie tylko suwerenów tubylczych, ale również cudzoziemców i to w dodatku – bardzo wpływowych. Podobnie było w wieku XVIII, kiedy to Katarzyna pisała do Stanisława Augusta Poniatowskiego: „Wysyłam bezzwłocznie hrabiego Keyserlinga, jako ambasadora do Polski, aby zrobił ciebie królem po śmierci tego – jeśli mu się to nie uda, to życzę sobie, aby królem został książę Adam”. Teraz Katarzyna rezyduje w Berlinie, a Fryderyk – w Moskwie; Cesarstwa Austriackiego już nie ma, ale to nic nie szkodzi w sytuacji, gdy coraz silniejsze piętno na naszych losach wyciska nie tylko Nasz Najważniejszy Sojusznik zza Oceanu, który kolaboruje z Sojusznikiem Naszego Najważniejszego Sojusznika. Dało mi to podstawę do sformułowania mojej ulubionej teorii spiskowej, w myśl której Polską rotacyjnie rządzą trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko- Żydowskie.
Dokonajmy tedy tour d’horizon tubylczych wyborów prezydenckich z punktu widzenia mocodawców wszystkich trzech Stronnictw. Stronnictwo Ruskie od 2014 roku pozostaje w głębokiej defensywie i wprawdzie odnotowało pewien sukces w postaci uzyskania parlamentarnej reprezentacji przez Lewicę, ale to dopiero światełko w tunelu. Zdaje sobie sprawę z tego lider Stronnictwa, Wielce Czcigodny Włodzimierz Czarzasty, wygłaszając peany na cześć Wyzwolicielki, czyli Armii Czerwonej. Ale do wyzwolenia droga jeszcze daleka tym bardziej, że mocodawca Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego najwyraźniej pragnąłby usadowić się u nas na dłużej, żeby w razie czego, to znaczy – w sytuacji, gdy trzeba będzie czymś pofrymarczyć, jak to było na przykład w Jałcie - mógł sobie pofrymarczyć naszym bantustanem. Tedy w sytuacji, gdy mocodawca Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego się w naszym bantustanie mości, Nasza Złota Pani wie, że nie ma sensu wysyłać „hrabiego Keyserlinga”, żeby zrobił „królem” posągową panią Kidawę-Błońską, czy pana Jaśkowiaka, bo musieliby wtedy wziąć odpowiedzialność, za to, co ma tu nastąpić. A ma tu nastąpić chaos, za sprawą niezawisłych sędziów, którzy najwyraźniej za blisko dopuścili do siebie politycznego diabełka i dokazują coraz śmielej, co prowokuje rządowe media do puszczania balonów próbnych w postaci „opcji zerowej” w niezawisłych sądach. Taka desperacka próba z pewnością zostałaby uznana za przesłankę zastosowania „klauzuli solidarności” z traktatu lizbońskiego, czemu sprzyjałaby nie tylko obowiązująca przez cały czas ustawa nr 1066, a przecież można by jeszcze uruchomić zadaniowaną dywersyjnie część ukraińskiej diaspory, nad którą Nasza Złota Pani Mocną Ręką trzyma parasol ochronny, o czym mogliśmy się przekonać choćby na przykładzie bezsilności tubylczych bezpieczniaków wobec pani Ludmiły Kozłowskiej. Wprawdzie pan dr Targalski dawał mi do zrozumienia, że pani Kozłowska jest raczej narzędziem w rękach złego Putina, ale to chyba jeszcze gorzej – bo z Putinem, zwłaszcza po roku 2013, kiedy to prezydent Obama wysadził w powietrze porządek lizboński z roku 2010 – nasz bantustan nie ma już żadnego „strategicznego partnerstwa”, podczas gdy z Ukrainą – podobno ma. Tedy – jak to widać choćby po przygnębieniu w obozie zdrady i zaprzaństwa - Nasza Złota Pani wolałaby, żeby w tym chaosie nie zginął żaden jej protegowany, tylko żeby poległ prezydent wystawiony przez Stronnictwo Amerykańsko- Żydowskie.
Judeochrześcijański i rozrywkowy ptaszek boży
Ale kandydatem Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego jest przecież pan prezydent Andrzej Duda, więc w takim razie co tu jeszcze robi pan Szymon Hołownia? Wprawdzie ma on wiele zalet sam z siebie, ale z nimi mógłby co najwyżej aspirować do zostania gospodarzem jakiegoś „Wielkiego Brata”, czy innego widowiska telewizyjnego, w którym między rozmaitymi płciami dochodzi do bliskich spotkań trzeciego stopnia – ale oczywiście – po Bożemu – więc skąd u niego nagle pragnienie prezydentury? Samą konstytucją wytłumaczyć tego niepodobna, więc musimy zstąpić do głębi, gdzie na świeży trop naprowadza nas pani Michał Kobosko, który już objawił się w postaci promotora kandydatury pana Hołowni.
Pan Michał Kobosko, człowiek tuż po 50-tce, przez ten czas wygartywał z niejednego komina. Najsampierw terminował u pana red. Michnika, spod którego ręki wyszło wielu wielkich działaczów („Ilu wielkich działaczów wyjrzało z rozporka?” - zastanawiał się poeta), ale do coraz wyższych piął się grządek, aż dopiął się do sławnego amerykańskiego think-tanku Atlantic Council, z którego niedawno się wycofał, by promować pana Hołownię.
Ten Atlantic Council to bardzo ciekawa sprawa. Założono go w Waszyngtonie, w roku 1961, a więc w samym środku „zimnej wojny”, jako „forum dla międzynarodowych liderów politycznych”. To bardzo ciekawe określenie, bo na ogół „liderzy polityczni” przewodzą takiemu czy innemu państwu. A tutaj mamy „liderów międzynarodowych”. Cóż to może być? Pierwsza możliwość to taka, że „międzynarodowi liderzy polityczni”, to coś podobnego do „prasy miedzynarodowej” za którym to parawanem ukrywają się media – powiedzmy brutalnie – żydowskie. Ale jest też możliwe inne wyjaśnienie – że owi „liderzy międzynarodowi” to po prostu amerykańscy agenci. Na taką możliwość wskazywałoby nie tylko grono „ekspertów” tego think-tanku, o których za chwilę, ale również – źródła finansowania. Oto najwięcej forsy ta Rada Atlantycka dostała ostatnio od pani Adrienne Arscht, żydowskiej milionerki, wiceprzewodniczącej tego think-tanku, od brata premiera Libanu, miliardera Bahaa Hariri i ukraińskiego oligarchy Mykoły Złoczewskego. Dokazywał on co się zowie i nawet musiał z Ukrainy uciekać, ale potem wrócił i nikt nie ośmielił się postawić mu żadnych zarzutów, najwyraźniej wiedząc, że Mocna Ręka rozpięła nad nim parasol ochronny – być może właśnie za tę szczodrość dla Rady Atlantyckiej, która korzysta także ze wsparcia finansowego rządu brytyjskiego i Facebooku. Wśród kierowników Rady Atlantyckiej jest John Francis William Rogers z Goldman Sachs, David Harold Mc Cormick, który 20 lat spędził „w wojsku, rządzie i biznesie” , Fryderyk Kempke, który „spędził prawie 30 lat” w „Wall Street Journal” , Damon Wilson, który „doradza” w „biznesie USA-Ukraina”, były dyrektor do spraw europejskich w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa, a obecnie dyrektor programu bezpieczeństwa narodowego w Radzie Atlantyckiej. Jan Józef Paweł Studziński, nabab polskiego pochodzenia, dyrektor firmy inwestycyjnej PIMCO, która ma siedzibę w Newport Beach w Kalifornii, a 2800 jej pracowników pracuje w 17 biurach na całym świecie. Jeden z ekspertów Rady Atlantyckiej sponsoruje fundację „Otwarty Dialog” pani Kozłowskiej i pana Kramka, co rzuca światło zarówno na przyczyny bezradności naszej bezpieki wobec pani Kozłowskiej, jak i sugestie pana dra Targalskiego, że pani Kozłowskiej jednak bliżej do Putina. Ale to jeszcze nic – bo wśród ekspertów Rady Atlantyckiej jest również pan Daniel Fried, który, jako urzędnik Departamentu Stanu, wraz z Władimirem Kriuczkowem, szefem I Zarządu Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego ZSRR, pod koniec lat 80-tych projektował sławną transformację ustrojową w naszym bantustanie, którą potem, w fazie wykonawczej, przeprowadził generał Kiszczak z gronem osób zaufanych. Pan Daniel Fried nadzorował potem transformację jako ambasador USA w Warszawie, a obecnie jest znowu wysokim urzędnikiem Departamentu Stanu i nadal interesuje się naszym bantustanem. Jak widzimy, pan Szymon Hołownia, dzięki panu Michałowi Kobosko, ma całkiem niezłe zaplecze i może pogonić kota nawet panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie.
Prezydent na okupację?
Do dobrze – ale skoro prezydent Duda jest duszeńką Amerykanów, to po co tu jeszcze pan Hołownia? Nie za dużo tych grzybów w barszcz? Może i za dużo – ale poszłuchajmy poety, jak mówi, że „na tym świecie pełnym złości, nigdy nie dość jest przezorności”. Ja wprawdzie nie posądzam nieśmiałego pana prezydenta Dudy, że w drugiej kadencji, nie mając nic do stracenia, postawiłby się Amerykanom na przykład w sprawie zadośćuczynienia roszczeniom żydowskim – ale co to komu szkodzi postraszyć go panem Hołownią, żeby jeszcze przed wyborami podpisał jakieś cyrografy? Poza tym pan Hołownia, wprawdzie ptaszek boży, jednak postępowy nie tylko na judeochrześcijańskim odcinku frontu ideologicznego, ale i na innych odcinkach: sodomickim, imigranckim i jaki tam akurat będzie potrzebny. No to czegóż chcieć więcej? Nadchodzący rok zapowiada się ciekawie.
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

czwartek, 31 października 2019

poniedziałek, 28 października 2019


Zanim oddasz swój głos na Prezydenta RP, poznaj narzędzia manipulacji dzięki którym Donald Trump stanął na czele USA

     
Po wyborach do  Sejmu i Senatu czeka nas kolejna dawka politycznych zmagań, czyli przyszłoroczne wybory prezydenckie. Co bardziej zapobiegliwi dziennikarze już snują  scenariusze czekających nas wydarzeń. Zanim więc zagłosujemy na prezydenta, warto byśmy zapoznali się z narzędziami manipulacji jakimi dysponują politycy.

          Nie każdy z nas jest na tyle zdeterminowany, aby poświęcać swój wolny czas na skrupulatne wertowanie  stron internetu, w celu uzyskania odpowiedzi na nurtujące go pytania. Dwa z nich są szczególnie ciekawe, a odpowiedź na nie jest dość zaskakująca.

Pierwsze: jakim cudem biznesmen od nieruchmosci, który nie miał zbyt wiele do powiedzenia w polityce nagle został wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych
I drugie pytanie: dlaczego większość Brytyjczyków zagłosowała za brexitem  mimo , że nikt  nie wierzył w taką możliwość.

      Wystarczy kilka kliknięć myszką i tajemnica  staje się coraz bardziej zrozumiała.  Zacznijmy od tego, że Polacy to zdolny naród, który podarował światu wielu  inteligentnych ludzi. Jednym z nch jest psycholog dr Michał Kosiński pracujący na Uniwersytecie Stanforda, zlokalizowanym w Dolinie Krzemowej. Otóż nasz rodak opracował metodę tworzenia profili psychologicznych na podstawie naszej aktywności w internecie, a szczególnie na Facebooku. Opracowany przez niego algorytm prześwietla nas na podstawie "lajków" , ktore zostawiamy pod postami. I uwaga:
- 10 polubień powoduje, że komputer zna nas tak, jak znają nas nasi znajomi
- 70 polubień to wiedza jaką dysponują o nas nasi przyjaciele
- 100 polubień to wiedza jaką mają o nas nasi rodzice
- 240 polubień to moment, kiedy nie mamy właściwie żadnych tajemnic przed komputerem , tak jak nie mamy tajemnic przed naszym życiowym partnerem.


      Wkrótce po opublikowaniu swoich badań, do dr Kosińskiego wpłynęła propozycja współpracy od firmy SCL podlegającej Cambridge Analytica, która chciała wykorzystać jego algorytm do manipulaji związanych z polityką. Mimo, że dr Kosiński odmówił współpracy, firma posłużyła się jego badaniami przygotowując kampanię dla Donalda Trumpa, za którą zapłacono jej 15 mln dolarów.




Na czym polega fenomen algorytmu polskiego psychologa?

      Firma szczyci się, że dzięki dużej aktywności Amerykanów w internecie,  utworzyła profile psychologiczne 50 milionom osób. W trakcie kampanii prezydenckiej wysyłała informacje celowane do konkretnego odbiorcy, przygotowywane z myślą o jego preferencjach politycznych. Wydaje się to prawie niemożliwe... A jednak.

" Sztab Donalda Trumpa  w jednym dniu , podczas prezydenckiej debaty z Hillary Clinton rozesłał m.in. przez Facebooka 175 tys. różnych wariacji jego argumentów. Wiadomości różniły się mikroskopijnymi detalami tak, aby psychologicznie mogły idealnie dopasować się do różnych odbiorców .... Przeciwnicy Trumpa byli natomiast bombardowani przekazem, który miał ich zniechęcić do wychodzenia z domu i głosowania na Hilary Clinton."

Po debacie media ogłosiły zdecydowane zwycięstwo Trumpa nad Hillary Clinton.

     Wolontariusze ze sztabu Trumpa  byli równiez wyposażeni w specjalną aplikację, która podpowiadała im przy spotkaniach z wyborcami, czy mają do czynienia ze zwolennikami czy przeciwnikami Trumpa. W każdym przypadku otrzymywali  podpowiedź , jak przeprowadzać  rozmowę by pozyskać kolejny głos dla swojego kandydata.... 

     Firma Cambridge Analytica chwaliła się na swojej stronie internetowej, że stoi za zwycięską kampanią prezydencką D. Trumpa  i za ... kampanią przygotowująca Brytyjczyków do referendum w sprawie brexitu. Tajemnicą ponyszynela pozostaje jednak pytanie, kto zlecił firmie takie zmanipulowanie Brytyjczyków , aby powiedzieli "tak" wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

   Na sam koniec opowieści o firmie Cambridge Analytica zostawiłam informacje będącą mówiąc kolokwialnie - wisienką na torcie. Mark Zuckerberg pisze na Facebooku w zakładce Success stores, że brał udział w wyborach prezydenckich w Polsce w 2015r.
Jego serwis selekcjonuje użytkowników i skupia się na tych, którzy publikują duże ilości postów, szczególnie tych dotyczących polityki. Jak pisze twórca portalu " jego dział reklamy jest niezwykle skuteczny". 
Profile osób zarejestrowane na Facebooku były wykorzystywane przez firmę Cambridge Analytika gdy przygotowywala kampanie D. Trumpa oraz referendum w Wlk. Brytanii  w sprawie brexitu.


      Brytyjski dziennik 'The Guardian" zasugerował , że klientem Cambridge Analytika mógł być również Andrzej Duda. Jeden z szefów CA w rozmowie nagranej z ukrycia, a wyemitowanej w Chanel 4 opowiadał o działaniach w pewnym kraju z Europy środkowej. Twierdził, że zadanie wykonali perfekcyjnie i nawet nikt się nie domyślił, że to była ich firma. 

„Facebook był integralną częścią prezydenckiego zwycięstwa Andrzeja Dudy w Polsce w 2015 r.” oraz „oszałamiającego zwycięstwa” Szwedzkiej Partii Narodowej w tym samym roku – podkreśla serwis i dodaje, że „sztab Andrzeja Dudy dzięki narzędziom Facebooka stworzył z jego strony główny kanał komunikacji z wyborcami”.

Witamy w świecie Orwella...

   


     Źródło:
https://polskatimes.pl/facebook-pomogl-andrzejowi-dudzie-wygrac-wybory-prezydenckie-miala-w-tym-swoj-udzial-firma-cambridge-analytica/ar/13023715
https://bezprawnik.pl/cambridge-analytica/
https://wiadomosci.onet.pl/swiat/kto-wplaca-pieniadze-do-budzetu-ue-a-kto-je-dostaje/4t6ns48
https://tvn24bis.pl/ze-swiata,75/wielka-brytania-wplaca-do-budzetu-unii-europejskiej-12-9-mld-funtow,656433.html
https://www.se.pl/wiadomosci/polityka/janusz-korwin-mikke-kto-naprawde-chcial-brexitu-aa-3FMD-xnpb-zCKj.html
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Brexit-oznacza-same-czarne-scenariusze-7665932.html
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Airbus-ostrzega-ze-brexit-bez-umowy-zmusi-go-do-trudnych-decyzji-4203890.html
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Raport-Unia-Europejska-do-2030-r-straci-w-wyniku-brexitu-od-13-3-do-63-mld-euro-4202840.html

wtorek, 29 października 2019


   Artykuły, które tu publikuję nie są mojego autorstwa. Często są kontrowersyjne, ale przez to interesujące, jak sądzę. Od pewnego czasu sytuacja na świecie jest niepokojąca. USA dążą (Trump), do dogadania się z Rosją. Amerykanie (znowu Trump) wycofali się z Syrii obstawiając tylko jej ropociągi. Putina nazywa się peacemarkerem w Arabii Saudyjskiej i Emiratach oraz w Iranie i Turcji. Rosja będzie potrzebna USA do rozprawienia się z Chinami. Polska zostanie ograna i poświęcona, dlatego Trump nie przyjechał 1 września - nie chciał zrażać do siebie Putina. Wygląda na to, że nasze wojsko stanie się mięsem armatnim dla pancernej pięści, czyli armii pancernej czekającej na wojnę w Białorusi oraz wojsk zgromadzonych w Kaliningradzie. Mamy bronić krajów bałtyckich, ale sami, bo amerykanie będą w głębi kraju i nie muszą nam pomagać. Nie jest dobrze.
   Poniżej przytaczam podsumowanie napisane przez dr. Jacka Bartosiaka - chodzi o jego wypowiedź na temat aktualnej geostrategii.  

Skoro Polska zablokuje Nowy Jedwabny szlak na życzenie Amerykanów, i na życzenie Trumpa, który tylko czeka, aby pogodzić się z Rosją (co przez „dobrą zmianę” zostanie odczytane jako zdrada), to prędzej czy później pojawi się pomysł wyczyszczenia przestrzeni, którą obecnie zajmujemy. Takim sposobem będzie inna władza na tym terenie, a środkiem do obsadzenia innej władzy będzie wojna. Ktoś, kto tego nie rozumie, jest albo głupcem, albo amerykańskim agentem. No i kamienice wrócą do prawowitych właścicieli. I ziemie zachodnie również.  
 
   Nie wierzycie? Bo ja myślę, że może tak być. Wszystko idzie w tym kierunku. Amerykanie nam nie pomogą.

piątek, 4 października 2019

UWAGA !!! CHASYDZI TWORZĄ W POLSCE NOWY IZRAEL

Żydowscy politycy i przedstawiciele wpływowych środowisk żydowskich w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii do 2030 roku planują przenieść wszystkich Izraelczyków z Bliskiego Wschodu do Europy Środkowo-Wschodniej. Zgodnie z tym planem, Izraelczycy – około 9 mln ludzi – zostaną przesiedleni na tereny Węgier, Polski, zachodniej Ukrainy i Słowacji. Dlaczego? Jak bardzo ten proceder przybrał teraz na sile?
__________________________________________________________________________________

Nowy Izrael w Europie

W 2012 roku wpływowy amerykański polityk żydowskiego pochodzenia Henry Kissinger wyjaśnił, że państwo Izrael zniknie przed 2030 rokiem. I nie będzie to spowodowane konfliktami zbrojnymi, a dramatycznie rosnącym niedoborem wody na Bliskim Wschodzie. Środowiska żydowskie uznały więc, że jedynym ratunkiem i wyjściem z takiej sytuacji będzie przeniesienie wszystkich Izraelczyków na nowe tereny.

Plan utworzenia Nowego Izraela w Europie Środkowo-Wschodniej zakłada, że ma on powstać w strefie obejmującej wszystkie kraje pomiędzy Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Czarnym (trójmorze). Zatem strefa ta powinna obejmować Polskę, Zachodnią Ukrainę, byłą Czechosłowację, Węgry, częściowo Rumunię i Chorwację.

O co naprawdę chodzi?

Według oficjalnych źródeł to ogromne państwo ma rozgraniczyć i uniezależnić Europę Zachodnią od Rosji, aby zminimalizować rosyjskie zagrożenie dla krajów Europy Zachodniej. Pomysł ten jak najbardziej popiera prezydent USA Donald Trump. Prawdziwy powód takich zmian wydaje się jednak zupełnie inny…

Lobby żydowskie w Polsce

Już od około 5-10 lat subtelnie realizuje się plan utworzenia w Polsce Nowego Izraela. Trudno w to uwierzyć? To dlaczego niby Żydzi z Izraela i USA są tak aktywni w Polsce? Dlatego, że doradzają polskiemu rządowi, co ma zrobić, by bez większych utrudnień przyjąć planowaną liczbę ok. 2-3 mln Żydów z Izraela na polskie tereny. Media jednak nie mówią o tym ani słowa. Tymczasem rządząca partia ma silne powiązania polityczne z Izraelem i USA.

Rząd oficjalnie próbuje odbudować kulturę żydowską, a prezydent organizuje obchody żydowskich świąt w pałacu prezydenckim w Warszawie. Izraelska grupa Tahal kupuje najważniejsze ujęcia wody w Polsce, przejmując kontrolę nad dostawą wody. Wielu Żydów z izraelskiego parlamentu, oficjalnie pojawia się w polskim parlamencie, prezentuje w wiodących mediach i często ma wiele do powiedzenia na temat obecnej sytuacji Polski.

Jednym z najbardziej znanych żydowskich doradców jest lobbysta Jonny Daniels, który ma bardzo dużo do powiedzenia na polsko-izraelskie tematy. W jednym z wywiadów stwierdził, że cały teren byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau powinien zostać włączony do państwa Izrael. Poza tym wskazał dokładnie, na których terenach w Polsce powinni osiedlić się Izraelczycy. Pojawia się pytanie – kto rzeczywiście rządzi Polską?

Państwo judeo-polskie

Patrząc na to, co się dzieje, można śmiało stwierdzić, że tworzenie Nowej Palestyny w Europie przybiera na sile. Cała globalna gra przebiega zgodnie z planem, jest logiczna, nic nie dzieje się tu przypadkowo. Napływ muzułmańskich uchodźców z Azji i Afryki Północnej ma osłabić narodowe państwa Europy Zachodniej – Niemcy, Francję, Włochy, Skandynawię i Wielką Brytanię – aby otworzyć drzwi do Nowego Izraela w Europie Środkowej.

Mówi się również, że Polska i zachodnia Ukraina powinny zostać przekształcone w tak zwany „Judeopol”. Żydowskie lobby w Polsce i na Ukrainie od czasu Majdanu pracuje nad tym, aby zjednoczyć oba kraje. W rzeczywistości chcą utworzyć wspólne państwo polsko-ukraińskie, kontrolowane i zarządzane wyłącznie przez elitę żydowską.

Ustanowienie państwa judeo-polskiego ma się odbyć pod strażą amerykańskich sił zbrojnych, które najpierw mają strzec rozwoju międzynarodowych korporacji na terytorium Polski, czyli wyzyskiwać polskiego obywatela, a w przyszłości zapewnić spokój i ochronę osiedlającym się Żydom.

To wszystko służy zbudowaniu Nowego Izraela w Polsce i innych krajach Europy Środkowej. Ten plan został aktywowany już dawno, a teraz tylko przybiera na sile.

Czas otworzyć oczy i spojrzeć na rzeczywistość z punktu widzenia innego niż nam przedstawiają rządzący…


za: wolna-polska.pl/wiadomosci/palestyna-w-eur…