W co gra Trump?
Nagle pan Andrzej Duda oświadcza, że
Unia Europejska jest ,,wyimaginowaną wspólnotą" i dodaje, że ,,w UE
podejmowane są decyzje, które z niej nas wypychają".
Donald
Trump postawił wszystkich w stan osłupienia, oświadczając, że Stany Zjednoczone
wycofują swoje wojska z Syrii w trybie natychmiastowym, a niebawem także z
Afganistanu. Smaczku tajemnicy całej sytuacji dodaje oświadczenie prezydenta
USA podczas jego rozmowy z panem Erdoganem, że w zasadzie to ,,może on sobie
wziąć Syrię".
Trumpowe decyzje nie
spodobały się James'owi Mattisowi, szefowi Pentagonu, który na znak protestu
przeciw decyzjom Trumpa, postanowił zrzec się zajmowanej funkcji i przypomnę
tu, że generał Mattis jest sceptykiem w kwestii powstania w Polsce Fortu
Trumpa, co w mojej opinii może mieć dość duże znaczenie w całej tej układance.
W
historii Afganistanu nikomu nie udało się podbić tego kraju, a próbowało wielu
ze Związkiem Radzieckim włącznie. Na ile zasadnym jest stacjonowanie tam wojsk
amerykańskich dzisiaj, to trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć, ale
zmniejszenie amerykańskiego kontyngentu wojskowego chociażby o połowę, co
deklaruje Trump, pozwala mniemać, że Talib chyba już nie taki straszny, a
heroina to i tak temat tabu. Zatem może
Donald Trump dostrzegł większe zagrożenia niż ISIS, czy Talibowie i pozostaje
tylko zapytać: gdzie?
Nieco dziwną pozostaje unijna, a uściślając niemiecko - francuska koncepcja utworzenia sił zbrojnych Europy, których zadaniem wg pana Macrone byłaby obrona tejże Europy także przed USA i zapewne taką samą opinią wyraża się pani Merkel, która jednak jest politykiem w odróżnieniu od swojego francuskiego kolegi, który w swojej głupocie wypowiedział wojnę Trumpowi, czy też samym USA i kto wie, czy Donald Trump nie odpowiedział prezydentowi Francji posyłając na ulice francuskich miast emisariuszy w żółtych kamizelkach, dzięki którym dni prezydentury pana Macrone są policzone, bo przecież amerykańskie służby do najgorszych chyba nie należą.
Jeżeli do tego uznamy, że unijna armia może być próbą ostatecznego
uwolnienienia się Bundeswehry spod amerykańskiej dominacji, to można
podejrzewać, że Amerykanie przypomnieli sobie o tym, czym kończy się dla świata
i Europy militaryzacja Niemiec, a już z pewnością pamiętają o tym Polacy i
Żydzi, gdzie ci drudzy pozostają z USA w ścisłym sojuszu.
Oprócz tego, że władzę w Europie sprawują
dzisiaj Niemcy, to właśnie ci Niemcy mają w rękach niezwykle niebezpieczny
instrument w postaci Ukrainy, która mocno naraziła się ostatnio rządowi Izraela
i wszelkim światowym organizacjom żydowskim z racji tego, że władze Ukrainy
ustanowiły nadchodzący, 2019 rok, rokiem
Bandery i aż dziw bierze, dlaczego to nie Polska jest autorem tak zdecydowanego
protestu przeciwko niecnym poczynaniom Ukraińców.
Przecież takie posunięcia ze strony
ukraińskiej nie mogą się odbyć bez konsultacji z Niemcami, choć osobiście
jestem skłonny podejrzewać, że to Niemcy są odpowiedzialne za tego typu
prowokacje i są ich autorami. Niedawno na Sputniku przytoczono opinię, że: ,, Ukraina ma wyjątkowe możliwości
intelektualne, organizacyjne i finansowe do tworzenia własnej broni jądrowej".
Zatem, czy Niemcy nie zechcą po wyrwaniu
się spod amerykańskiej kurateli wzbogacić potencjał unijnej, czyli niemieckiej
armii o broń jądrową? Prawdopodobnie Niemcy posiadają i technologię i
środki na to, aby wyprodukować broń jądrową, ale opcja produkcji jej wraz
Ukrainą, musiała włączyć gdzieś czerwone lampki nawet wówczas, gdyby taka opcja
była mało prawdopodobną. Takie czerwone lampki zapewne są i na Kremlu, którego
lokatorzy także pomni są niemieckich możliwości pod szyldami kolejnych rzesz, a
narodziny czwartej to fakt dokonany już jakiś czas temu.
Ja wiem, że tego typu rozważania wielu uzna za niedorzeczne, ale przypomnę, że Niemcy już nie raz pokazaly, że potrzebny im jest kaganiec, a w najlepszym przypadku mocna smycz i warto by się zastanowić, kto może być fundatorem tych akcesoriów dla inżynierów budowania IV Rzeszy?
Ja wiem, że tego typu rozważania wielu uzna za niedorzeczne, ale przypomnę, że Niemcy już nie raz pokazaly, że potrzebny im jest kaganiec, a w najlepszym przypadku mocna smycz i warto by się zastanowić, kto może być fundatorem tych akcesoriów dla inżynierów budowania IV Rzeszy?
Konsorcjum
magdalenkowe zarządzające dzisiaj Polską i mowa tu oczywiście o dwóch pozornie
zwalczających się opcjach politycznych w naszym kraju, za fundament swojej
polityki uważa przynależność Polski do Unii Europejskiej. Żadna z opcji nie
straszy swoich wyborców wizją wyjścia Polski z europejskiego kołchozu, aż tu
nagle...
Nagle pan Andrzej Duda oświadcza,
że Unia Europejska jest ,,wyimaginowaną wspólnotą" i dodaje, że ,,w UE
podejmowane są decyzje, które z niej nas wypychają". Czy takie wypowiedzi
pozostają dysonansem pomiędzy gabinetem pana prezydenta, a panem prezesem
Kaczyńskim i jego ugrupowaniem, którego hasłem konwencji zorganizowanej 15
grudnia w Szeligach pod Warszawą, było ,,Polska sercem Europy", co miało
być ukłonem w stronę wielkomiejskich wyborców murem stojących za uczestnictwem
Polski w UE?
Na pierwszy rzut oka można to
uznać za kolejny zgrzyt na linii prezydent - prezes, ale czy na pewno?
W miniony czwartek premier
Morawiecki odwiedził Londyn, gdzie spotkał się z panią Teresą May. Oprócz
kwestii związanych z Brexitem i przyszłością Polaków mieszkających na Wyspach,
omawiano także kwestie bezpieczeństwa, gdzie pani May zauważyła, iż ,,strony
polska i brytyjska mają jeszcze wiele do zrobienia w zakresie bezpieczeństwa i
obronności, polityki wspierania NATO oraz zwalczania rosyjskiej agresji i
stabilności w regionie." Uznając, że pani May jedną nogą jest już poza UE,
nie dziwi, że nic ona nie mówiła o potrzebie stworzenia sił zbrojnych Europy,
ale nieco dziwi to, że pan Morawiecki o tym nie wspomniał, a może nie dziwi?
Rosyjska agresja natomiast, jest już standardowym tematem wszelkich rozmów
niezależnie od tego na jakim poziomie się one odbywają. Niepodważalnym faktem
jest to, że UK jest naturalnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w Europie i
nic tego nie zmieni, a Brexit, który najprawdopodobniej nastąpi te relacje
jedynie wzmocni niezależnie od lekkich zgrzytów na osi Waszyngton - Londyn,
których ostatnimi czasy byliśmy świadkami.
W kontekście tych wszystkich
rozważań należy zwrócić uwagę na projekt ,,Trójmorza", którego zamysł jest
realizowany, gdyż we wrześniu w Bukareszcie powołano do życia Fundusz
Trójmorza, ale należy pamiętać, iż ta koncepcja nie posiada najmniejszych szans
powodzenia bez amerykańskiego protektoratu. Projekt ten jest nie tylko ewentualną alternatywą dla UE, ale przede
wszystkim jest realnym zagrożeniem dla niemieckiej hegemonii w Europie.
Odnoszę wrażenie, że z powyżej
przedstawionych faktów, można by poukładać puzzle w jakiś sensowny obrazek z
zaskakującym pejzażem.
Jan Twardowski
Neon24