Cytuję fragment tekstu. Reszta jest o dziewczynach z Siedlec i nie nadaje się do publikacji.
"Największe buraki są z Siedlec
Najgorsze buraki w Londynie pochodzą z Siedlec. W moim prywatnym rankingu siedle zdystansowały Łomżę, Białystok i całe Podkarpacie. Urodzić sie w Siedlcach to dziś tak jak być trzecim bliźniakiem.
Emigranci z Siedlec nic nie rozumieją i trzeba im wszystko tłumaczyć minimalnie pięć razy. Umieją tylko przeklinać, psuć i przechwalać się nieprawdziwymi historiami. Oprócz tego prawie każdy z Siedlec jest jakąś tam rodzina Artura Boruca - ciekawe czy on sam wie jak wielką ma rodzinę. (...)"
środa, 14 grudnia 2011
Umierające miasto?
- Jesteś z dziury, która umiera - powiedział parę lat temu pewien mój znajomy. - W twoim mieście ubywa mieszkańców, ucieka z niego młodzież i wkrótce zostaną sami emeryci.
Kiedy to mówił Siedlce nie wyglądały jeszcze tak dobrze, jak teraz. Nie było w nich tych wszystkich domów towarowych, podświetlonych kościołów, nowych chodników i latarń. Ale jedna rzecz była ta sama - brak pracy dla młodzieży. I można było chwalić się, że w siedleckiej uczelni studiuje 10 tys. osób, ale cóż z tego, skoro było oczywiste, że prawie wszystkie stąd wyjadą. Nikt nie bada ilu absolwentów obecnego uniwersytetu ucieka z miasta z tytułem mgr. Nikt też nie bada ilu absolwentów liceów pozostaje w mieście i zakłada rodziny. Przypuszczam, że zostaje tylko garstka.
W ich miejsce przybywają młodzi mieszkańcy okolicznych wsi, łapią się byle jakiej pracy i korzystając z pomocy rodziców/teściów kupują mieszkania w blokach. Ta imigracja trwa nieprzerwanie od dziesiątków lat, ale w ostatnich mocno się nasiliła. To dlatego - chociaż mieszkam w Siedlcach pół wieku - na ulicy rzadko spotykam znajomych. Prawie wszyscy wyjechali, lecz chyba zostali przez kogoś zastąpieni skoro te ulice nie są puste?
No, nie wiem, bo pomimo nieustannej imigracji miasto nie może przesunąć się poza demograficzny punkt krytyczny i osiągnąć wreszcie 100 tyś. mieszkańców. Dzisiaj nie liczy nawet 80. tyś., czyli tkwi w zastoju demograficznym od lat. I chyba będzie tak nadal, gdyż dzieci tych, którzy tu się sprowdzili też kończą studia i wyjeżdżają. Co roku ucieka także przynajmniej 200 rodzin do pobliskiej gminy (takie mam informacje).
Jaka jest w takim razie przyszłość Siedlec? Wszystko wskazuje na to, że nijaka. Pomimo, że władze przygotowały infrastrukturę pod budownictwo, wyremontowały obiekty kultury i łożą na kulturalne inicjatywy, myślą też o nowych, pięknie zaprojektowanych i zagospodarowanych osiedlach, dbają o przedszkola, żłobki i szkoły. To wszystko nie zatrzyma jednak ucieczki młodych, któym brakuje dobrze płatnej pracy. Taką pracę mogą dostać w Warszawie i dlatego Warszawa wsysa ich jak odkurzacz.
Sensownym wyjściem byłoby pełne zagospodarowanie terenów przemysłowch, w dodatku będących strefą bezcłową. Sensownym wyjściem byłoby również nawiązanie handlowej współpracy z przedsiębiorcami z miast partnerskich, której na razie nie widać. Dziwi mnie to, że nasi przedsiębiorcy dotychczas o tym nie pomyśleli.
A jednak mój znajomy nie miał racji - Siedlce wcale nie umierają. Nawet rozwijają się, i to szybko. Ale przyznajmy, że ten rozwój zawdzięczamy przede wszystkim mieszkańcom okolicznych wsi, którzy robią u nas zakupy i prowadzą interesy. Można się o tym łatwo przekonać czytając samochodowe tablice rejestracyjne na ulicach. Tych z napisem WSI jest znacznie więcej, niż tych z napisem WS. Zobaczcie sami.
Kiedy to mówił Siedlce nie wyglądały jeszcze tak dobrze, jak teraz. Nie było w nich tych wszystkich domów towarowych, podświetlonych kościołów, nowych chodników i latarń. Ale jedna rzecz była ta sama - brak pracy dla młodzieży. I można było chwalić się, że w siedleckiej uczelni studiuje 10 tys. osób, ale cóż z tego, skoro było oczywiste, że prawie wszystkie stąd wyjadą. Nikt nie bada ilu absolwentów obecnego uniwersytetu ucieka z miasta z tytułem mgr. Nikt też nie bada ilu absolwentów liceów pozostaje w mieście i zakłada rodziny. Przypuszczam, że zostaje tylko garstka.
W ich miejsce przybywają młodzi mieszkańcy okolicznych wsi, łapią się byle jakiej pracy i korzystając z pomocy rodziców/teściów kupują mieszkania w blokach. Ta imigracja trwa nieprzerwanie od dziesiątków lat, ale w ostatnich mocno się nasiliła. To dlatego - chociaż mieszkam w Siedlcach pół wieku - na ulicy rzadko spotykam znajomych. Prawie wszyscy wyjechali, lecz chyba zostali przez kogoś zastąpieni skoro te ulice nie są puste?
No, nie wiem, bo pomimo nieustannej imigracji miasto nie może przesunąć się poza demograficzny punkt krytyczny i osiągnąć wreszcie 100 tyś. mieszkańców. Dzisiaj nie liczy nawet 80. tyś., czyli tkwi w zastoju demograficznym od lat. I chyba będzie tak nadal, gdyż dzieci tych, którzy tu się sprowdzili też kończą studia i wyjeżdżają. Co roku ucieka także przynajmniej 200 rodzin do pobliskiej gminy (takie mam informacje).
Jaka jest w takim razie przyszłość Siedlec? Wszystko wskazuje na to, że nijaka. Pomimo, że władze przygotowały infrastrukturę pod budownictwo, wyremontowały obiekty kultury i łożą na kulturalne inicjatywy, myślą też o nowych, pięknie zaprojektowanych i zagospodarowanych osiedlach, dbają o przedszkola, żłobki i szkoły. To wszystko nie zatrzyma jednak ucieczki młodych, któym brakuje dobrze płatnej pracy. Taką pracę mogą dostać w Warszawie i dlatego Warszawa wsysa ich jak odkurzacz.
Sensownym wyjściem byłoby pełne zagospodarowanie terenów przemysłowch, w dodatku będących strefą bezcłową. Sensownym wyjściem byłoby również nawiązanie handlowej współpracy z przedsiębiorcami z miast partnerskich, której na razie nie widać. Dziwi mnie to, że nasi przedsiębiorcy dotychczas o tym nie pomyśleli.
A jednak mój znajomy nie miał racji - Siedlce wcale nie umierają. Nawet rozwijają się, i to szybko. Ale przyznajmy, że ten rozwój zawdzięczamy przede wszystkim mieszkańcom okolicznych wsi, którzy robią u nas zakupy i prowadzą interesy. Można się o tym łatwo przekonać czytając samochodowe tablice rejestracyjne na ulicach. Tych z napisem WSI jest znacznie więcej, niż tych z napisem WS. Zobaczcie sami.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)