Po obchodach święta Pesach
Komentarz •
tygodnik „Goniec” (Toronto) • 28 kwietnia 2019
Święta, święta – i po
świętach – głosi popularne porzekadło. No dobrze, święta – ale jakie?
Reprezentująca Naszego Najważniejszego Sojusznika pani ambasadoressa Żorżeta
Mosbacher z okazji świąt złożyła nam wszystkim życzenia z okazji... - święta
Pesach, obchodzonego w całej Polsce na pamiątkę ucieczki Izraelitów z Egiptu. Z
obfitości serca usta mówią, więc nie można wykluczyć, że pani Żorżeta już nie
mogą się doczekać masowych obchodów tego święta w naszym nieszczęśliwym kraju.
A tak właśnie może być, jeśli realizacja żydowskich roszczeń odnoszących się do
tak zwanej „własności bezdziedzicznej” będzie odbywała się w tempie
nakreślonym przez Tomasza K. Yazdgerdi, pełnomocnika Departamentu Stanu do
spraw holokaustu w rozmowie, jaką 25 października ubiegłego roku przeprowadził
z nim pan ambasador Jacek Chodorowicz, pełnomocnik ministra spraw zagranicznych
RP do spraw kontaktów z diasporą żydowską. Pan
Chodorowicz wydaje się szczególnie dysponowany do takich rozmów, bo sam jest
też przedstawicielem owej diaspory, więc można powiedzieć, że w tej sprawie
konkretne posunięcia Żydzi uzgadniają już sami ze sobą, podczas gdy Naczelnik
Państwa Jarosław Kaczyński otrzymał zadanie utrzymania polskiej opinii
publicznej w nieświadomości rzeczy aż do ostatniej chwili. Bardzo możliwe,
że właśnie dlatego trzej kelnerzy, którym pomagali pierwszorzędni fachowcy,
utorowali mu drogę do stanowiska Naczelnika Państwa przy zachowaniu
demokratycznych pozorów. Rzecz w tym, że i tym razem pan Tomasz Yazdgerdi
oznajmia, że „strona amerykańska” rozumie, iż przez wyborami do
tubylczego Sejmu i Senatu nie można podejmować żadnych decyzji o charakterze „publicznym
i formalnym”, no ale zanim to po wyborach nastąpi, to można w dyskrecji
dokonać istotnego postępu w tych rozmowach, który, zdaniem pełnomocnika
Departamentu Stanu, ma polegać na przejściu do uzgadniania konkretnych kwot
finansowych. Czy w tej sytuacji można się dziwić, że pani ambasadoressa trochę
wyprzedziła czas i złożyła nam życzenia z okazji święta, które – kto wie – może
już wkrótce będziemy obchodzili w ramach tak zwanego „judeochrześcijaństwa”?
Judasz dostał za swoje czynności konfidenckie 30 srebrników, a pani Żorżeta
obiecuje nam, że wizy do Ameryki zostaną dla Polaków zniesione. Rzecz w tym, że
pani Żorżeta w tej sprawie niewiele ma do gadania, jeszcze mniej niż pan
prezydent Donald Trump, gdyż – jak to wielokrotnie już słyszeliśmy – decyzja w
tej sprawie należy do Kongresu – ale co jej szkodzi obiecać? To nic nie
szkodzi, zwłaszcza, że rząd „dobrej zmiany” tę obietnicę przedstawi jako
kolejny sukces.
Tymczasem - jak
powiadali nadwiślańscy dżentelmeni – „life is b rutal, plugaws ant full of
zasadzkas”, więc nie trzeba było długo czekać, kiedy radosne obchody święta
Pesach zostały zakłócone sądem nad Judaszem, jaki niektórzy przedstawiciele
społeczności miasteczka Pruchnik koło Jarosławia, wzorem nie tylko lat, ale i
wieków ubiegłych sobie urządzili. Natychmiast energicznie zaprotestował
przeciwko temu sądowi Światowy Kongres Żydów, a w tej sytuacji władze miasta
Pruchnika energicznie się od sądu nad Judaszem odcięły, skwapliwie korzystając
z użytecznej na wszelkie okazje formuły, że wydarzenie to odbyło się „bez
ich wiedzy i zgody”. Toteż prokuratura w Jarosławiu, już bez obaw jakichś
komplikacji, wszczęła energiczne śledztwo, ale to jeszcze nic w porównaniu z
wiadomością, że po stronie Judasza
opowiedział się też Episkopat Polski. To niezwykłe wydarzenie, bo
dotychczas Episkopat wobec Judasza zachowywał daleko idącą rezerwę – no ale
skoro pani Żorżeta, która mimo wszystko coś tam przecież musi wiedzieć, składa
Polakom życzenia z okazji święta Pesach, to i opinia o Judaszu też będzie musiała zostać zrewidowana. To pokazuje, że
wielkie zmiany nastąpią nie tylko w dziedzinie gospodarczej i politycznej, ale
również – w sferze teologii, w której będzie pojawiało się coraz więcej
akcentów „judeochrześcijańskich”, aż pewnego dnia zostaną już tylko te
akcenty.
Jakże zresztą inaczej,
skoro na Ukrainie drugą turę wyborów prezydenckich zdecydowanie i wysoko wygrał
pan Włodzimierz Zełenski, czyli po naszemu – Żeleński, co jest o tyle
prawdopodobne, że pochodzi on z bardzo
porządnej, żydowskiej rodziny. Dotychczasowy prezydent Piotr Poroszenko był
tylko pół-Żydem i w tym upatrywałbym przewagę pana Włodzimierza Zeleńskiego,
podobnie jak aktualnego ukraińskiego premiera Włodzimierza Hrojsmana. W dodatku izraelska prasa bardzo się raduje
z wyboru pana Żeleńskiego utrzymując, że jest to pierwszy Żyd na takim
stanowisku poza Izraelem. Oczywiście to nieprawda, bo jeszcze w XIX wieku
premierem brytyjskim został Beniamin Disraeli, który wprawdzie uchodził za
chrześcijanina, ale co to komu szkodzi uchodzić niechby i za Marsjanina, kiedy
jest do zrobienia interes? Nawiasem mówiąc, pan Żeleński jest uważany za wynalazkiem żydowskiego oligarchy Igora
Kołomyjskiego. Nie można tedy wykluczyć, że jego zwycięstwo może zwiastować
kilka zmian. Po pierwsze – że na prośbę zarówno Naszego, jak i Ukraińskiego
Najważniejszego Sojusznika, prezydent Żeleński przyjmie do wiadomości rozbiór
Ukrainy – żeby USA mogły sprawić jakiś prezent ad captandam benevolentiam
zimnego ruskiego czekisty Putina. „Po drugie – że po realizacji żydowskich
roszczeń majątkowych przez rząd ”dobrej zmiany” po jesiennych wyborach,
również Polska dostanie się pod żydowską okupację. W tej sytuacji można będzie
– po trzecie – przeprowadzić zainstalowanie w Europie Środkowej Judeopolonii,
złożonej z terytorium Zachodniej Ukrainy i Wschodniej Polski, podczas gdy
zachodnia część naszego nieszczęśliwego kraju zostanie przez Naszego
Najważniejszego Sojusznika zaoferowana Naszej Złotej Pani gwoli captandam
benevolentiam Niemców. Jestem pewien, że rząd „dobrej zmiany” uznałby to
za jeszcze jeden, a właściwie nie „jeszcze jeden”, tylko wiekopomny
sukces – bo wreszcie ustałyby oskarżenia naszego mniej wartościowego narodu
tubylczego o „antysemityzm”. To by nawet wyjaśniało i gorliwość pani
Żorżety i opowiedzenie się po stronie Judasza przez Episkopat.
Być może, że i panu
Broniarzowi, Wielkiej Nadziei Nauczycielstwa Polskiego, ktoś tam coś szepnął,
bo kiedy tylko nastąpił bolesny powrót do poświątecznej rzeczywistości, Związek
Nauczycielstwa Polskiego odmówił wzięcia udziału w rozmowach „okrągłego
stołu”, kładąc lachę na matury i maturzystów. Rząd w odpowiedzi
zapowiedział skierowanie do Sejmu specustawy, która umożliwi uczniom klas
maturalnych przystąpienie do matury bez udziału „rad pedagogicznych”
oraz staranie się o wstęp na wyższe uczelnie. „Pedagodzy” już
protestują, w obronie swego monopolu na dopuszczanie do matury, ale chyba stoją
na pozycji przegranej – o czym próbowałem przekonać na wawelskim dziedzińcu
panią nauczycielkę, która wdała się ze mną w rozmowę. Powiedziałem, ze rząd
może wykorzystać zatwardziałość pana Broniarza, by przedłużyć strajk do
wakacji, a potem pozamykać wszystkie szkoły, pozwalniać strajkujących
nauczycieli i ogłosić nowy zaciąg, na swoich warunkach. Pani nauczycielka
powiedziała mi, że nie tylko o pieniądze tu chodzi, ale i o przyszłość
edukacji, do której trafił „drugi sort”. Na uwagę, że po co w takim
razie „drugiemu sortowi” podnosić pensje, już nie odpowiedziała, tylko z
irytacją się oddaliła. Jak mówił proletariacki poeta, „są w ojczyźnie
rachunki krzywd”, ale myślę, że „obca dłoń” już wkrótce je „przekreśli”,
co administracja „dobrej zmiany” uzna oczywiście za sukces.
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz
Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec”
(Toronto, Kanada).