Rok tresury ku przeznaczeniu
Felieton • tygodnik „Najwyższy Czas!” •
9 stycznia 2019
Wprawdzie minęło już
święto Trzech Króli, kończące sekwencję świąt Bożego Narodzenia, ale nic nie
szkodzi, a cykl wydawniczy nawet temu sprzyja, byśmy dokonali podsumowania
minionego roku. Nawiasem mówiąc, Główny Rachmistrz Rze..., to znaczy pardon –
jakiej tam znowu „Rzeszy”! Nie żadnej „Rzeszy”, tylko profesora
Leszka Balcerowicza - naliczył tych króli aż sześciu. To by wyjaśniało
optymizm, jaki pan profesor Balcerowicz w latach dobrego fartu niezachwianie
prezentował, prawdopodobnie bazując na wyliczeniach Pana Ryszarda. Generalnie
bowiem wiadomo, że po kielichu świat w ogóle wydaje się jakiś taki weselszy, no
a niekiedy pojawia się nawet podwójne widzenie i pewnie stąd tych „sześciu
króli”, których pan Ryszard Petru naliczył panu profesorowi Balcerowiczowi.
Warto tedy przypomnieć, że w felietonach, jakie pan prof. Leszek Balcerowicz
pisywał do tygodnika „Wprost”, prezentował poglądy znacznie
rozsądniejsze, niż jako wicepremier i minister finansów, czy prezes Narodowego
Banku Polskiego. Uprzejmie bowiem zakładam, że przy pisaniu tych felietonów nie
korzystał z pomocy pana Ryszarda, podczas gdy przy trudach rządzenia – jak
najbardziej – no i stąd ta różnica. Jak widzimy choćby na tym przykładzie, a co
zauważył już w korespondencji z synem szwedzki kanclerz Axel Oxienstierna, „małą
mądrością rządzony jest ten świat” - a już nasz nieszczęśliwy kraj, to
chyba jeszcze mniejszą. Czegoż jednak innego możemy oczekiwać, skoro nawet
mieszkańcy Krakowa, a więc miasta z tradycjami, obrali na reprezentujacego ich
prawodawcę osobę legitymującą się dokumentami wystawionymi na nazwisko „Anna
Grodzka” - a jedynym tytułem tego wyróżnienia były opowieści tego
jegomościa, że w Bangkoku poddał się zabiegowi wyharatania sobie klejnotów? Ale
mniejsza już o ten cały osobliwy folklor profesorski i polityczny, bo przecież
chodzi o podsumowanie minionego, 2018 roku. Co tu ukrywać – był to rok
szczególnie niefortunny dla naszego i tak już przecież wystarczająco
nieszczęśliwego kraju - chociaż wszystkie zostały zaprezentowane jako sukcesy.
Najważniejszy Sojusznik
nas wydymał
Pierwszym i chyba
największym nieszczęściem, jakie w ubiegłym roku spotkało Polskę i nasz naród,
była ustawa uchwalona przez amerykański Kongres i podpisana przez prezydenta
Donalda Trumpa, który kilka miesięcy wcześniej, z miedzianym czołem, sadził nam
w Warszawie komplementy, a amerykańskim Polakom obiecywał, że ich „nie
skrzywdzi”. Tymczasem na podstawie ustawy opatrzonej numerem 447, Stany
Zjednoczone, którym rząd „dobrej zmiany” nie tylko rzucił się na szyję,
ale w dodatku każdego, kto podnosi wątpliwości, czy najwyższym nakazem, jakim
powinny kierować się władze naszego bantustanu, jest bezwarunkowe dochowanie
lojalności wobec Naszego Najważniejszego Sojusznika, nawet gdyby postanowił
sprzedać nas Putinowi (czego właśnie nie wykluczył niemiecki „Der Spiegel”),
szczuje swoimi ratlerkami, które obsikują mu nogawki, jako „ruskiemu
agentowi” - więc Stany Zjednoczone zobowiązały się do dopilnowania, by
żydowskie roszczenia majątkowe wobec Polski zostały zrealizowane aż do
ostatniego centa. W liście, jaki nowojorska Światowa Organizacja Restytucji
Mienia Żydowskiego, przed którą amerykańscy twardziele z obydwu izb Kongresu
skaczą z gałęzi na gałąź, przesłała w styczniu 2018 roku do Ministerstwa
Sprawiedliwości w Warszawie, roszczenia te zostały oszacowane na kwotę biliona
złotych, czyli – według aktualnego kursu – ponad 300 miliardów dolarów. Jak już
pisałem, jest to równowartość trzech rocznych budżetów Polski, więc jest
oczywiste, że nasz nieszczęśliwy kraj nie jest w stanie wygenerować takiej
gotówki bez spowodowania natychmiastowej katastrofy ekonomicznej, która
pociągnęłaby za sobą katastrofę społeczną i polityczną. Z tego powodu
roszczenia te musiałyby zostać zrealizowane w naturze, to znaczy – w nieruchomościach,
ewentualnie również w postaci udziałów w spółkach Skarbu Państwa. Czy dlatego
właśnie pan premier Morawiecki tworzy FIK, dysponujący co najmniej miliardem
złotych, ściąganych ze spółek Skarbu Państwa i tych z państwowym udziałem, żeby
wykupywać udziały a nawet całe spółki przez państwo? Może to rezultat bzika
Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, który umiłował przedwojenną sanację,
ale może w tym szaleństwie jest metoda – bo w ten sposób pan premier
Morawiecki, pod osłoną patriotycznej retoryki, poda żydowskim okupantom na tacy
wszystko, czego tylko będą sobie życzyli? Żydowska okupacja Polski, jaka
nastapiłaby w rezultacie zrealizowania żydowskich, nawiasem mówiąc, -
całkowicie bezpodstawnych – roszczeń, doprowadziłaby do zdegradowania historycznego
narodu polskiego do roli narodu trzeciej kategorii, bo kategorię drugą
stanowiłaby poskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, która od 1944 roku gotowa jest
wysługiwać się każdemu, kto jej obieca możliwość pasożytowania na narodzie
polskim. Jest to największe zagrożenie, jakie zawisło nad państwem i narodem
polskim od 1939 roku – a tymczasem żaden z Umiłowanych Przywódców, czy to z „dobrej
zmiany”, czy nieprzejednanej opozycji, nie ośmiela się w tej sprawie pisnąć
nawet słowem. Pan prezydent Duda, który niedawno bawił w Białym Domu, gdzie
odbył 20-minutową rozmowę w cztery oczy z prezydentem Trumpem, na pytanie, czy
w ciągu tych 20 minut poruszył sprawę ustawy nr 447 odpowiedział, że nie
poruszył, bo strona amerykańska tego nie zaproponowała. Cóż o tym wszystkim
sądzić? Chyba tylko to, że od 1944 roku jedynym elementem stałym w polityce
tubylczego bantustanu jest to, że Polską rządzą albo agenci, albo Zasrancen,
albo i jedni i drudzy jednocześnie – bo przecież jedno drugiego nie wyklucza.
Smoła i pierze amerykańskie
Drugim przykrym
incydentem, który w ubiegłym roku doprowadził do upokorzenia naszego państwa na
oczach całego świata, było zmuszenie Polski do znowelizowania nowelizacji
ustawy o IPN. Ustawa o IPN została uchwalona w roku 1998 i na żądanie strony
żydowskiej, która już wtedy dyktowała naszym szabesgojom treść ustawodawstwa,
umieszczony został w niej art. 55, przewidujący karalność tzw. „kłamstwa
oświęcimskiego” - czyli każdej próby publicznego podważania zatwierdzonej
do wierzenia wersji historii II wojny światowej, a obozów koncentracyjnych w
szczególności. Przez 20 lat żaden z płomiennych obrońców swobody badań
naukowych, ani wolności słowa nie zauważył, że to zagraża jednemu i drugiemu. I
dopiero, gdy Polska, próbując chronić własną reputację, znowelizowała tę
ustawę, dodając do niej art. 55 a, przewidujący karalność tzw. „kłamstwa
obozowego ”(„polskie obozy zagłady”), to najpierw ambasadoressa
Izraela w Polsce, z którą – co przyznał pan min. Patryk Jaki – nowelizacja była
„konsultowana” - podniosła klangor aż pod niebiosa. Na takie dictum rząd
Izraela krzyknął „gewałt!” - a jak rząd Izraela krzyknął „gewałt!”,
to i cała diaspora krzyknęła „gewałt!”. A jak diaspora krzyknęła „gewałt!”,
to Departament Stanu nie tylko krzyknął „gewałt!”, ale w dodatku
wymalowanym ustami swojej rzeczniczki ostrzegł Polskę, że jak się nie opamięta,
to „zagrozi swoim interesom strategicznym”. Na czym polega „strategiczny
interes Polski”? Na iluzji, że w razie niebezpieczeństwa USA będą bronić
polskich interesów państwowych do ostatniej kropli krwi. To oczywiscie iluzja –
ale Departament Stanu nawet jej nas pozbawił, bo skoro z tak błahego powodu
ogłosił taką poważną – ja to nazywają gitowcy - zastawkę, to cóż dopiero, gdyby
pojawiło się prawdziwe niebezpieczeństwo? Ale rząd „dobrej zmiany”,
zamiast przedstawić Stanom Zjednoczonym pomysł, że skoro tak, to może lepiej
będzie dla Polski, gdy zamiast „fortu Trump” - za który zresztą pan
minister Błaszczak gotów jest zapłacić 2 miliardy dolarów - Polska pozwoli
zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi, żeby wrócił do Legnicy, przesuwając w ten
sposób ruską broń ku zachodniej Europie o 1000 kilometrów? Za przedstawienie
takiego poglądu zostałem po raz kolejny zdemaskowany jako ruski agent – ale
powiedzmy sobie szczerze – w jaki inny sposób Polska może przeciwstawić się
takim bezczelnym szantażom ze strony waszyngtońskich panienek? Najwyraźniej
żadnego alternatywnego pomysłu nie ma, bo rządowa telewizja przedstawiła
dokonaną z podkulonym ogonem nowelizację znowelizowanej ustawy o IPN, jako
wielki sukces, bo cały swiat o Polsce usłyszał. Pisałem, że przypomina mi to
kobietę, która właśnie doznała gwałtu zbiorowego, po czym wybiega na ulicę i
woła do przechodniów: patrzcie, jakie mam powodzenie u mężczyzn!
Smoła i pierze
niemieckie
Jak wiadomo, od czasu,
gdy Polska przeszła spod kurateli niemieckiej pod kuratelę amerykańską i w 2015
roku dokonana została w naszym bantustanie podmianka Stronnictwa Pruskiego na
pozycji lidera tubylczej sceny politycznej na Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie,
Niemcy próbują odzyskać wpływy polityczne w Polsce. Już na początku roku 2016,
kiedy rząd pani Szydło jeszcze niczego nie zdążył zrobić kierowana przez dwóch
niemieckich owczarków Komisja Europejska wszczęła wobec Polski bezprecedensową
procedurę sprawdzania stanu demokracji. Eskalacja tych podchodów doprowadziła
do ciamajdanu w grudniu 2016 roku, po czym Niemcy postawili na „obronę
praworządności”, wykorzystując nie tylko starych kiejkutów, które od 1944
roku, już w trzecim pokoleniu ubeckich dynastii wysługują się każdemu, kto
obieca im możliwość pasożytowania, ale i liczne, jak się okazało, rzesze
folksdojczów, no i „pożytecznych idiotów”, którym się wydaje, że to
wazystko naprawdę. Wątpliwości pojawiają się w przypadku Lecha Wałęsy – czy
jest on starym kiejkutem, czy folksdojczem, czy może – „pożytecznym idiotą”?
Myślę, że zgodnie z maksymą „za, a nawet przeciw”, w jego przypadku nie
można wykluczyć wszystkich trzech możliwości jednocześnie, bo Lech Wałęsa to
postać niewątpliwie pod każdym względem osobliwa.
Ta walka o praworządność
doprowadziła nie tylko do felonii prezydenta Andrzeja Dudy wobec Jarosława
Kaczyńskiego, który tego mężyka stanu diabli wiedzą po co wystrugał z banana,
ale i do kolejnego wytarzania Polski na oczach całego świata w smole i pierzu.
Oto Komisja Europejska, czyli niemieckie owczarki, zaskarżyły Polskę do
Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, który „zawiesił”
uchwaloną przez Sejm i Senat tubylczego bantustanu oraz podpisaną przez
takiegoż prezydenta ustawę o Sądzie Najwyższym. Po tej deklaracji, do Sądu
Najwyższego wrócili sędzie, których już przesunięto w stan wiecznego spoczynku
i nawet nie oddali odpraw, jakie im z tego powodu Rzeczpospolita dała na
otarcie łez. Na stolcu I Prezesa Sądu Najwyższego zasiadła („a dlaczego on
zasiada? - pytał Aleksander Puszkin i od razu odpowiadał - dlatego, że dupę ma!”)
pani Małgorzata Gersdorf. I dopiero po tym wszystkim tubylczy dygnitarze
stworzyli dla tego stanu pozory legalności, uchwalając nowelizację ustawy o
Sądzie Najwyższym, zgodną z życzeniami Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości,
który z kolei czerpie inspirację od niemieckich owczarków, no a oni – od Naszej
Złotej Pani. Taki to ci jest łańcuch pokarmowy sławnej „niezawisłości
sędziowskiej”.
Smoła i pierze
sojusznicze
W trakcie prac nad
ustawą nr 447, kiedy to Polonia amerykańska podjęła przeciwko niej rozpaczliwy
lobbing, nawiasem mówiąc, chyba torpedowany przez wysłannika warszawskiego MSZ
do USA pana Magierowskiego, w TVN, którą podejrzewam, że została utworzona
przez starych kiejkutów za pieniadze ukradzione z Funduszu Obsługi Zadłużenia
Zagranicznego, ukazała się relacja z obchodów urodzin Hitlera w lasach koło
Wodzisławia Śląskiego. Relacja został wyemitowana w 9 miesięcy po jej
nakręceniu, więc już to mogło wzbudzić podejrzenia o koordynację, ale w dodatku
dziennikarze tej stacji wzieli w tych urodzinach udział, więc pojawiły się
podejrzenia, że cała impreza została przez funkcjonariuszy – bo przecież nie
dziennikarzy – TVN zainscenizowana. Na taką możliwość wskazywałoby ostentacyjne
wynagrodzenie autorów tej relacji akurat w momencie, gdy prokuratura wszczęła w
tej sprawie postępowanie. Ale widocznie właściciel stacji, pan Dawid Zaslaw, z
pierwszorzędnymi żydowskimi korzeniami uznał, że nie ma co używać jakichś
półśrodków, że trzeba chwycić byka za rogi i pokazać tubylczym Zasrańcom ich
miejsce w szeregu. Toteż nasłana na stanowisko ambasadoressy USA w Warszawie
pani Żorżeta Mosbacher, co to – jak słychać – zrobiła majątek na rozwodach –
pogroziła Polsce nieubłaganym palcem, że jak nie przestanie naruszać wolności
słowa, to znaczy – że jak nie odpieprzy się od TVN, to całe te przyjazne
sojusznictwo ze Stanami Zjednoczonymi mogą wziąć diabli. Opinię pani Żorżety
wkrótce potwierdził Departament Stanu, z czego wynika, że własność żydowska w
Polsce zaczyna korzystać, albo już korzysta z przywileju eksterytorialności,
podobnie jak to było z ludźmi białej rasy w Chinach po zakończeniu wojen
opiumowych. Jak widać, Nasz Najważniejszy Sojusznik poważnie traktuje swoje
zobowiazania z ustawy nr 447 i przy pomocy swoich funkcjonariuszy tresuje
ludność tubylczą i instytucje naszego bantustanu do uległości wobec przyszłego
okupanta. Do czego dojdzie w rozpoczynajacym się roku 2019, kiedy to w naszym
bantustanie będziemy się bawić w wybieranie Umiłowanych Przywódców zarówno do
Parlamentu Europejskiego, jai i obydwu izb parlamentu tubylczego – już wkrótce
się przekonamy.
Stanisław Michalkiewicz